Projekt ustawy opracowany przez resort pracy rozczarowuje niskim poziomem rozwiązań, jest wadliwy i nie daje nawet podstaw do dyskusji o szczegółach - oceniają ekonomiści Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Głównej Handlowej. Ich zdaniem, Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przygotowuje system drogi, zachęcający zakłady ubezpieczeń emerytalnych do nadmiernej ostrożności, a co za tym idzie, do uszczuplania świadczeń.
- Dopuszcza się bankructwo zakładu emerytalnego, które nie pociąga za sobą bankructwa zarządzającego nim towarzystwa ubezpieczeń. To znosi odpowiedzialność ubezpieczyciela - mówi prof. Marian Wiśniewski z Katedry Statystyki i Ekonometrii Wydziału Nauk Ekonomicznych UW.
Projekt zakłada, że w razie likwidacji zakładu prywatnego jego aktywa i zobowiązania może przejąć publiczny podmiot zarządzany przez ZUS. Zdaniem ekspertów, to sygnał dla ubezpieczycieli: zyski są wasze, a straty w razie czego pokryje ktoś inny (w ostatecznym rozrachunku podatnik).
W opinii specjalistów niebezpieczeństwo kryje się także w zastosowaniu uśrednionych tablic trwania życia dla kobiet i mężczyzn (to jedna z propozycji MPiPS). Kobiety statystycznie żyją dłużej, więc na ich emerytury zakład musi odkładać więcej pieniędzy.
- Na jednolite stawki dla obu płci nie zgodzi się żaden nadzór finansowy, bo jeśli zakład podpisze więcej umów z kobietami, będzie zagrożony niewypłacalnością. W przeciwnym razie będzie zmuszony do ukrywania ogromnych zysków. To stworzy wielkie dysproporcje - mówi dr Wojciech Otto z Katedry Statystyki i Ekonometrii Wydziału Nauk Ekonomicznych UW. Ekonomiści proponują rozwiązanie - należy stworzyć mechanizm przenoszenia aktywów. Zakład, do którego przez przypadek trafi w danym roku nieproporcjonalnie dużo kobiet, otrzymywać będzie transfer aktywów od innych podmiotów, w których znajdzie się nieproporcjonalnie dużo mężczyzn.