Sądowy spór zablokował rejestrację emisji. Stalexport, obciążony m.in. ratami układowymi, potrzebuje pieniędzy. Bez nich w III kwartale mógłby zostać zmuszony do ogłoszenia bankructwa. Fundusz nigdy nie umotywował, dlaczego z determinacją brnął w spór, skoro sytuacja spółki jest tak poważna.
Z tego powodu sędzia prowadząca rozprawę nie była wczoraj skora uwierzyć Funduszowi, że faktycznie ugoda jest blisko, skoro od lutego instytucja nie zrobiła niczego, by do niej doprowadzić. Wniosek wzięła za kolejny element gry na zwłokę. W sukurs przeciwnikowi przyszedł prezes Stalexportu Emil Wąsacz. Przekonywał, że negocjacje są faktycznie zaawansowane i wszystkim zależy na ugodzie.
Nic dziwnego - wygrana Stalexportu oznaczałaby apelację Funduszu. Z kolei orzeczenie, że lutowa uchwała jest nieważna, zmusiłaby spółkę do powtórzenia całej procedury głosowania emisji. Stalexport nie ma czasu na żadną z tych opcji.
Sprawa raczej honorowa
Czy Fundusz będzie chciał coś ugrać od Autostrade za wycofanie pozwu? Wydaje się, że chodzi raczej o kwestie honorowe - umożliwienie w jakiś sposób wyjścia państwowej instytucji z twarzą z konfliktu - niż ekonomiczne.
Być może Fundusz zrozumiał, że sytuacja naprawdę jest groźna. Inwestorzy indywidualni zapowiedzieli masowe składanie wniosków o odszkodowanie, gdyby Stalexport upadł. Zaniepokojenie wyrażali również wierzyciele przedsiębiorstwa, wśród których jest resort finansów. Ponadto we wtorek premier Włoch Romano Prodi rozmawiał z premierem Jarosławem Kaczyńskim m.in. o inwestycjach Autostrade w Polsce.