Bank centralny Czech podniósł wczoraj podstawową stopę procentową o 25 pkt bazowych, do 2,75 proc. Taka decyzja była oczekiwana przez większość analityków.
- Koszt kredytu musiał podskoczyć, by inflacja nie wymknęła się spod kontroli - mówi Radomir Jac, ekonomista PPF Asset Management.
W kwietniu ceny u naszych południowych sąsiadów były o 2,5 proc. wyższe niż przed rokiem. Tamtejsza rada polityki pieniężnej spodziewała się, że podskoczą tylko o 2,1 proc. Bank centralny prognozuje, że towary i usługi będą drożeć coraz szybciej i w połowie 2008 r. inflacja osiągnie 3,5 proc.
Zagrożeniem dla szybszego wzrostu cen jest rosnący w rekordowym tempie popyt. W marcu sprzedaż detaliczna była o 10,5 proc. wyższa niż przed rokiem. Jednocześnie spada bezrobocie. W kwietniu bez pracy pozostawało najmniej w historii, bo tylko 6,8 proc. Czechów będących w wieku produkcyjnym i poszukujących zatrudnienia. To z kolei oznacza, że rośnie presja płacowa.
Miroslav Singer, wiceprezes czeskiego banku centralnego, podkreśla, że drożejąca ropa dodatkowo wpływa na zwyżkę cen dóbr i usług.