Na środowej sesji indeks S&P500 pokonał - po 7 latach i 2 miesiącach - poprzedni historyczny rekord ustanowiony w marcu 2000 r. W przeszłości tak długi okres oczekiwania na nowy rekord tego głównego indeksu amerykańskiego rynku akcji miał miejsce pomiędzy styczniem 1973 roku a lipcem 1980 roku. W trakcie tych 7,5 roku S&P 500 najpierw - do października 1974 - stracił połowę wartości (tak jak w latach 2000-2002), a następnie pracowicie zwyżkował przez następne ponad 6 lat. Ponieważ obecna sytuacja - wyjście na nowy rekord po 7 latach i 2 miesiącach od szczytu, po którym nastąpiła 50-proc. bessa - jest bardzo podobna do tej sprzed 27 lat - wyjście na nowy rekord po 7 latach i 6 miesiącach od szczytu, po którym nastąpiła 50-proc. bessa, interesująca może być odpowiedź na pytanie, co z S&P 500 działo się wtedy dalej. Otóż od chwili ustanowienia nowego rekordu hossa trwała jeszcze 4 miesiące. W obecnych warunkach dawałoby to wrzesień jako datę końca 5-letniej fali hossy. W tym czasie indeks zyskał dodatkowe 15 proc. Łączna skala wzrostu od dna bessy wyniosła 125 proc. Gdyby obecnie S&P500 zakończył hossę po wzroście o 125 proc. od dołka z października 2002, to na jej końcu miałby wartość 1754 pkt. Brakuje mu do niej jeszcze 15 proc., czyli dokładnie tyle samo, ile brakowało do końca hossy 27 lat temu po wspięciu się S&P500 po 7 latach na nowy rekord.
Skoro już wiemy - jeśli ta historyczna analogia zadziała precyzyjnie - kiedy skończy się hossa na amerykańskim rynku akcji (we wrześniu tego roku) i na jakim poziomie (ok. 1754 pkt), to można się zastanowić, co stanie się później - oczywiście jeśli indeks nadal będzie podążać tropem śladów wydeptanych przed ponad ćwierć wiekiem. Otóż potem - w ciągu 21 miesięcy pomiędzy listopadem 1980 oraz sierpniem 1982 - nastąpiła na rynku akcji w USA bessa, która obniżyła wartość tego indeksu o 27 proc. W jej trakcie gospodarka amerykańska przeżyła 2 kolejne recesje. Pierwsza była wywołana - między innymi kolejnym skokiem cen surowców (w tym ropy do 40 USD za baryłkę), druga - reakcją Fed na ten wzrost cen, czyli drastycznym zaostrzeniem polityki
pieniężnej.