Ostatnie spadki cen akcji, wywołane nerwowym zachowaniem inwestorów na giełdach azjatyckich, tylko na chwilę obudziły obawy o przyszłość zysków z inwestycji portfelowych od Kamczatki po Alaskę. Do następnego razu.
Znaczenie Chin w podtrzymywaniu dynamiki światowego PKB przesuwa się w kierunku zwiększania udziału chińskich oszczędności i rezerw walutowych w finansowaniu globalnego rozwoju i wzrostu wycen aktywów.
Można wręcz postawić tezę, że to chińska, a nie amerykańska gospodarka jest motorem napędowym świata - finansując zakupami obligacji rozdmuchane wydatki rządu USA i podtrzymując resztki iluzji mocnego dolara. Okazuje się, że obecnie od decyzji oraz deklaracji komunistycznych aparatczyków zależy pomyślność kapitalistycznego świata i zyski giełdowych spekulantów. Lenin byłby dumny.
Od czasu wejścia Chin do WTO narastające napięcia w globalnej wymianie handlowej budzą zastrzeżenia rządów, które coraz częściej szukają możliwości powrotu do praktyk protekcjonistycznych. Zamiar wprowadzania przez Stany Zjednoczone ceł ochronnych na niektóre rodzaje papieru (co stanowi kroplę w oceanie amerykańskiego importu) spowodował przyspieszenie pulsu inwestorów w Nowym Jorku i emocjonalne zmiany wycen aktywów w branżach zupełnie nie powiązanych z papiernictwem. Staje się ewidentne, że każda zmiana status quo zagraża pozytywnemu postrzeganiu przyszłości przez graczy giełdowych i budzi obawy, czy dalszy wzrost gospodarczy, przy rosnącej nierównowadze, jest w ogóle możliwy.
Oprócz samych Chińczyków głównym beneficjantem globalizacji stały się międzynarodowe koncerny, które przerzucając kosztotwórcze procesy do tańszych państw poprawiają rentowność.