Niedawno mieliśmy do czynienia z przetasowaniem na rynku bankowym. Dzięki fuzji Pekao SA z Bankiem BPH ta pierwsza instytucja wyrosła na największy bank na polskim rynku. Taki był wynik działania góry pieniędzy oraz zdolności negocjacyjnych przedstawicieli polskiego rządu i włoskiego inwestora. Teraz, jak twierdzą ludzie z UniCredit, jednym z najważniejszych zadań stojących przed Pekao SA jest utrzymanie tego prymatu na polskim rynku.
I w tym momencie pojawia się PZU. Firma ubezpieczeniowa, która z natury większość swoich aktywów lokuje w płynnych papierach dłużnych oraz na lokatach. W dobie problemów ze środkami na działalność, gdy większość banków próbuje pozyskiwać pieniądze z rynku, płacąc spore odsetki za kapitał, taka instytucja jest na wagę zysków i pozytywnych perspektyw ratingu.
Na dodatek PZU posiada około 100 tys. agentów. Nie wszyscy są sprawni, nie wszyscy efektywni - ale jeśli każdy z nich sprzedałby choć jeden produkt PKO BP, ten bank błyskawicznie zwiększyłby swoje przychody.
Gdyby więc doszło do kooperacji PKO BP i PZU, mogłoby się okazać, że cała z tak wielkim trudem wywalczona przez prawników i czasochłonna fuzja BPH i Pekao SA na niewiele się przydała. Bo PKO BP nie tylko znowu miałby większy zasięg pod względem sieci sprzedaży, ale także większą liczbę klientów i większe możliwości kapitałowe. I nagle okazałoby się, że Pekao, wielki bank z kompleksem drugiego na rynku, znowu wróciłby na drugą pozycję. Tym samym spełniłby się czarny sen szefów UniCredit oraz prezesa Pekao SA, Jana Krzysztofa Bieleckiego.