Nie bez podstaw można odnieść wrażenie, że w ostatnich sześciu miesiącach bessa zaczęła omijać sektor bankowy. Co prawda jeszcze w lipcu obliczany przez GPW indeks WIG-Banki pogłębiał dołek trendu spadkowego, ale obecnie wciąż znajduje się na poziomie z połowy stycznia. Takie zachowanie w ostatnich 6 miesiącach można raczej określić jako trend boczny niż zniżkowy.
Ponieważ jednocześnie indeks WIG jest w znacznie gorszej sytuacji technicznej, to wykres siły relatywnej WIG-Banki względem wskaźnika szerokiego rynku zawędrował w lipcu do poziomu najwyższego od początku 2003 r., a więc okresu poprzedzającego ostatnią hossę. Wnioski te potwierdza porównanie obliczanego przez nas indeksu branży (obrazującego średnie zmiany kursów bez względu na kapitalizację) z analogicznym indeksem dla całego rynku.
Banki po raz kolejny dowodzą swojej siły, tym razem chroniąc pieniądze akcjonariuszy. Nawet jeśli kursy poszczególnych banków mocno spadały w trakcie ostatniej fali bessy, to późniejsze odbicie było w ich przypadku wyjątkowo mocne i pozwoliło odrobić większość strat z czerwca (np. ING BSK). Całkowicie wbrew rynkowi zdają się zachowywać zwłaszcza notowania giganta, jakim jest PKO BP. Znajdują się one mniej więcej w połowie przedziału między ubiegłorocznym szczytem a marcowym dołkiem - coś takiego można powiedzieć zaledwie o garstce spółek na GPW.
Na taką odporność kursów banków składa się kilka czynników. Po pierwsze - uspokojenie sytuacji w amerykańskim sektorze finansowym. Po drugie - mocna kondycja fundamentalna polskich banków. Po trzecie - obniżenie się wycen, dyskontujące zagrożenia.
Spokojniej w USA