Uratować polskie stocznie przed upadłością może już tylko cud. Mimo że Komisja Europejska po osobistej interwencji premiera Tuska zgodziła się wydłużyć czas na przedstawienie wiarygodnych planów restrukturyzacji i prywatyzacji tych zakładów, wydaje się, że znów nie wykorzystaliśmy danej nam szansy. Wbrew zapowiedziom ministerstwa skarbu nie pojawił się żaden nowy inwestor, który byłby poważnie zainteresowany przejęciem naszych stoczni. A przecież było ponoć kilku wiarygodnych oferentów. Tak nas zapewniano przez dłuższy czas. Wątpliwości, czy tak jest istotnie, należało zacząć mieć, gdy raz po raz wydłużano czas na składanie ofert. Na niewiele się to zdało. Wczoraj okazało się, że rycerzem na białym koniu miałby być Fortis Intertrust. To firma asset management. Zapewne bardzo doświadczona w przejmowaniu i restrukturyzacji trudnych aktywów. Posiadająca oprócz niezbędnego zaplecza kapitałowego specjalistyczne know-how niezbędne w rozwijaniu biznesu stoczniowego. Gotowa zrezygnować z wyciągania ręki po pomoc państwa (jak to robi ISD Polska), a także przygotowana na zwrot wielomiliardowych dotacji przekazanych polskim stoczniom. Tak zapewne uznałaby Komisja Europejska, która zgodziłaby się, aby holenderska spółka została inwestorem w trzech polskich stoczniach. Ale urzędnicy tego nie zrobią. Bo nie będą mieli takiej szansy. Zmarnował ją Wojciech Jasiński, który ukrył ofertę Holendrów. Nie dał jej im jego następca minister skarbu Aleksander Grad, który wiezie do Brukseli tylko list intencyjny. Każdy z nich powie o tym drugim: Tyś winny.