Nadzieje na wzrost cen związane z wtorkową akcją popytu zostały ostatniego dnia tygodnia brutalnie rozwiane. Przecenę o 5 proc. można uznać za dość mocny cios w byczy czerep. Tydzień rozpoczął się optymistycznie, ale zakończył pesymizmem. Jakie zatem wnioski płyną na kolejny tydzień?
Niewątpliwie po takiej sesji, jak piątkowa, trudno o optymizm, ale warto zwrócić uwagę na fakt, że nadal znajdujemy się nad lipcowym minimum, a więc to jeszcze nie jest w pełni kontynuacja trendu. Ta nastąpi, gdy pojawią się nowe minima bessy, a te wcale nie są pewne. Popyt ma dobre 100 pkt na to, by się wybronić.
Czy uda się bykom? O ile przypuszczam, że jednak lipcowy dołek wkrótce padnie, o tyle nie upierałbym się przy tym, że będzie to już teraz. Czas pokaże. Niedźwiedzie mają kilka atutów. Głównym jest rozczarowanie graczy wspomnianą akcją popytu, z której nic nie wyszło. Jeśli ktoś pokusił się o grę po długiej stronie rynku, sam sobie jest winien. To kolejny przykład na to, że trzymanie się kierunku głównego trendu jest bezpieczniejsze. Nie zawsze przynosi zyski, ale ogranicza straty.
Piątkowe niskie zamknięcie było sygnałem do powrotu na rynek tych graczy, którzy opuścili go po wybiciu ponad szczyt z 22 sierpnia. Zatem znowu obowiązują krótkie pozycje, choć naturalnie nikt nie da gwarancji, że otwarte na początku wczorajszej sesji przyniosą zysk. Niemniej wtorkowa akcja została zanegowana, a więc zniknęła podstawa wyjścia z rynku.
Piątek dowiódł, że rynki akcji nie są w najlepszej kondycji. Dane makro były wprawdzie nieco gorsze od prognoz, ale nie przesadzajmy. Dość silne były głosy o możliwości wystąpienia większych problemów na rynku pracy. Ten jest słaby i tu nie ma dyskusji, ale sama reakcja na dane była mocniejsza u nas niż w USA czy nawet na rynku walutowym. Można się zastanawiać, czy skala pesymizmu z końca sesji nie była zbyt duża. Jakie teraz wieści przecenią rynek na tyle mocno, by poważnie zagrozić lipcowemu dołkowi? Stąd moje wątpliwości, czy podaż sobie z tym poziomem teraz poradzi.