Operacja ratowania Fannie i Freddiego wsparła giełdy

Z euforią zareagowały rynki finansowe na ogłoszony przez władze USA plan wsparcia kapitałowego dwóch kolosów hipotecznych. Ale uwaga: poprawa może być chwilowa

Aktualizacja: 26.02.2017 13:15 Publikacja: 09.09.2008 05:31

Zaczęło się od świetnej sesji na giełdach azjatyckich. W Japonii i w Hongkongu akcje zdrożały po około 4 proc. Potem do zdecydowanych zakupów przystąpili inwestorzy w Europie. Tutaj też obserwowano kilkuprocentowe zwyżki, co pozwoliło indeksom odrobić sporą część strat z ostatnich dni. Na rynku nowojorskim Dow Jones i S&P 500 zyskały w pierwszej fazie sesji, odpowiednio, 1,8 proc. i 1,5 proc.

W Warszawie indeks największych spółek WIG20 zyskał na wczorajszej sesji 2,3 proc.

Zniknął czynnik ryzyka

Euforię uzasadnia zniknięcie obaw o bankructwo spółek Fannie Mae i Freddie Mac, stanowiących bardzo ważne ogniwo systemu finansowego. Obie firmy sekurytyzują blisko połowę z udzielanych w USA kredytów hipotecznych (rynek jest wart 12 bln USD). Z powodu załamania na tamtejszym rynku mieszkaniowym także i one znalazły się w tarapatach. W tym roku nieraz spekulowano o ich upadłości. Ta miałaby dalekosiężne konsekwencje nie tylko dla milionów amerykańskich rodzin, które musiałyby zmierzyć się z wyższymi kosztami finansowania hipotek, lecz także dla globalnej branży finansowej. Sprzedawane przez Fannie i Freddiego obligacje są w portfelach wielu inwestorów, w tym także banków centralnych.

- Nie mieliśmy innego wyjścia. Upadłość którejkolwiek ze spółek spowodowałaby ogromne zawirowania na rynkach finansowych i u nas, i na całym świecie - tłumaczył sekretarz skarbu USA Henry Paulson na niedzielnej konferencji.

Plan Paulsona

Opracowany przez niego i przedstawiony drugiego dnia weekendu plan zakłada wpompowanie w obie spółki nawet 200 miliardów dolarów.

Na początek każda z nich dostanie po 1 mld USD w zamian za wyemitowane dla rządu akcje uprzywilejowane. W dalszej kolejności skarb USA będzie mógł zwiększyć zaangażowanie, obejmując nawet 79,9 proc. akcji zwykłych po cenie nominalnej, a także dokupić akcji uprzywilejowanych po 100 mld USD w przypadku każdego z kolosów. Kwoty prawdopodobnie nie sięgną aż tak wysoko, będą zależeć głównie od potrzeb kapitałowych obu firm. Poza tym mogą one korzystać z nowej linii kredytowej od władz. Wszystkie działania są możliwe dzięki specjalnej ustawie, przyjętej przez Kongres w trakcie minionych wakacji.

Co ciekawe, posiadacze akcji Fannie i Freddiego byli wczoraj chyba jedynymi graczami na giełdach w USA, którzy nie świętowali. Decyzja o objęciu przez władze akcji oznacza, że ich udział spadł do jednej piątej, a na dodatek decyzją rządu firmy przestaną płacić dywidendę. Papiery stały się więc prawie że bezwartościowe. Kurs Fannie zapikował wczoraj o 82 proc., a Freddiego o 78 proc.

Powtórka z rozrywki

Zdaniem specjalistów, giełdowa euforia związana z ratowaniem amerykańskich kolosów hipotecznych może nie utrzymać się zbyt długo. Rychło mogą wrócić obawy związane ze stanem amerykańskiej i światowej gospodarki, które znów mogą popsuć koniunkturę.

Dojdzie do powtórki z rozrywki? Eksperci przypominają bowiem podobne odbicia na giełdach, które następowały m.in. po zorganizowanej przez rząd USA sprzedaży banku inwestycyjnego Bear Stearns na rzecz J.P. Morgana czy po wcześniejszych zabiegach związanych z ratowaniem Fannie i Freddiego. Niedługo potem optymizm gasł i inwestorzy znów zaczynali koncentrować się na słabościach gospodarek.

- Uważam, że będziemy mieć krótkoterminową poprawę w amerykańskiej gospodarce i na rynku finansowym. W końcu chodzi o usunięcie istotnego czynnika ryzyka. Ale w dłuższym terminie sprawy najpierw się pogorszą, zanim ulegną poprawie - powiedział w "Wall Street Journal" Sung Won Sohn, profesor ekonomii z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Ekonomiści i analitycy spodziewają się dalszego spadku liczby etatów w USA i coraz gorszych wyników sprzedaży detalicznej. Nie wykluczają recesji, która zresztą może dotknąć także Europę. Potwierdzeniem kiepskich perspektyw globalnej gospodarki są dla wielu spadające ceny surowców. Od szczytów z wiosny i wakacji do dzisiaj ropa naftowa, miedź i niektóre towary rolne staniały o ponad jedną czwartą.

Stopy znowu w górę?

Część inwestorów boi się też, że rzucenie koła ratunkowego spółkom hipotecznym będzie zbyt dużym obciążeniem dla amerykańskiego budżetu. W konsekwencji władze musiałyby szukać pieniędzy do zatkania dziury, co mogłoby najpierw wywindować wskaźniki rentowności obligacji, a potem wpłynąć na podwyżkę stóp procentowych przez Rezerwę Federalną. A to z kolei znów byłby poważny problem dla przedsiębiorstw i konsumentów, czyli całej gospodarki. Dotąd największe straty amerykańskiemu budżetowi przyniósł kryzys kas oszczędnościowych z początku lat 90. - specjalnie powołana instytucja Resolution Trust Corporation, która miała posprzątać po nim bałagan, sprzedając przejęte aktywa, straciła ponad 120 mld USD. Celem władz, poza ustabilizowaniem sytuacji Fannie i Freddiego, jest zapewnienie, żeby rachunek nie był tym razem aż tak wysoki.

Złoty mocno

się wahał

Gwałtowny przebieg miała poniedziałkowa sesja na rynku walutowym. Początkowo złoty zaczął odrabiać straty z minionego tygodnia. Euro potaniało do 3,407 zł, a dolar do 2,368 zł. Wpływ na to miało przede wszystkim wzmocnienie wspólnej waluty względem amerykańskiej. Nie trwało ono jednak długo. Jeszcze przed południem dolar odrobił wszystkie straty. W efekcie złoty znów zaczął tanieć i spadł poniżej poziomu z końca piątkowej sesji. Po południu euro wyceniano na 3,486 zł, najwyżej od 5 miesięcy, a dolara na 2,472 zł, najwyżej od blisko 7 miesięcy. Podobnie jak złoty zachowywała się większość walut w naszym regionie, choć to polski pieniądz był najsłabszy wśród walut rynków wschodzących. Czeska korona straciła wczoraj symbolicznie, słowacka korona nie zmieniła kursu, minimalnie zyskał węgierski forint. Najmocniej w górę poszedł koreański won, ale to jedna z walut najbardziej w tym roku tracących. Won w relacji do euro zyskał 5,1 proc. Wśród najważniejszych walut świata euro nie było wczoraj jedyną, która straciła względem dolara. Najmocniej w dół poszedł frank szwajcarski. Mocno stracił też japoński jen. W pierwszym przypadku zniżka przekroczyła 1,5 proc. Wzmocniły się dolary nowozelandzki i australijski. Taka sytuacja była pochodną większej skłonności inwestorów do ryzyka, co zazwyczaj spycha notowania, służącego do pożyczania środków, jena i traktowanego jako bezpieczną przystań franka.

Komentarze:

Krzysztof Jedlak

PARKIET

Górę wzięła nadzieja, dziś do głosu może dojść obawa

Gdybym miał na poczekaniu wymienić charakterystyczną cechę zawirowań rynkowych, z którymi mamy do czynienia od wielu miesięcy, powiedziałbym, że jest nią łatwość, z jaką w oczach inwestorów dobre informacje zamieniają się w złe, a złe - w dobre. Albo inaczej: łatwość, z jaką zaciera się granica między jednymi i drugimi. To rozchwianie ocen, interpretacji i w efekcie decyzji inwestycyjnych sprawia, że rynek jest wyjątkowo zmienny, a analiza zjawisk - nie tak prosta, jak wszyscy by chcieli.

Ciekawe, jak będzie tym razem w przypadku upaństwowienia dwóch kluczowych instytucji na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych - Fannie Mae i Freddie Mac. Można rzec, że tradycyjnie (przypadkowo?) rzecz stała się znana w chwili znacznego przesilenia na giełdach, czyli zaraz po tym, jak niedźwiedzie urządziły kolejny pokaz siły. Mimo że informacja o nacjonalizacji nie jest niespodzianką (administracja federalna brała ten scenariusz pod uwagę już wcześniej i publicznie o tym informowała), rynki przyjęły ją bardzo pozytywnie, wbrew zasadzie "kupuj plotki, sprzedawaj fakty".

Ocena zdarzeń i ich wpływu na rynek na podstawie natychmiastowych reakcji bywa jednak bardzo zawodna. Dotyczy to także Fannie Mae i Freddie Mac.

Pytanie bowiem, czy w ostatecznej kalkulacji (zanim jeszcze poznamy skutki decyzji rządu dla gospodarki USA) ważniejsze okażą się nadzieje, jakie z tym ruchem się wiążą, czy może niepokój wywołany faktem, że sytuacja musi być bardzo poważna, skoro taki ruch zdecydowano się w ogóle wykonać. Wczoraj zasadniczo przeważały nadzieje. A dziś?

Jeremy Batstone-Carr

strateg rynku akcji w domu maklerskim Charles Stanley & Co w Londynie

To posunięcie nie sięga do korzeni kryzysu

Nie sądzę, by dzisiejsze zachowanie rynków mogło przekształcić się w dłuższy trend. O ile nie dojdzie do kolejnych posunięć władz, tym razem mających zaradzić problemom strukturalnym systemu finansowego, o tyle ruch w górę potrwa prawdopodobnie kilka dni. Rynki zareagowały odpowiednio na wiadomość dotyczącą Freddie Mac i Fannie Mae, ale jeśli chodzi o problemy fundamentalne, ten ruch amerykańskiego rządu w żaden sposób nie przyczyni się do ich rozwiązania. Dotyczą one globalnego systemu finansowego, dlatego do zakończenia kryzysu potrzebna jest szeroka współpraca organów nadzorczych z różnych państw. Musi zostać stworzony międzynarodowy wehikuł, do którego instytucje finansowe mogłyby oddawać posiadane przez siebie ryzykowne papiery wartościowe. Tylko wówczas mogłyby one odzyskać zaufanie do siebie nawzajem. Jednak Partia Republikańska nie chce uznać faktu, że kryzys ma podłoże systemowe. Demokraci zaś zwlekają z przedstawieniem propozycji na okres po wygranych - jak liczą - wyborach prezydenckich. Tak więc rządy odpowiadają na kryzys, ale bez sięgania do jego korzeni.

Michael K. McCarty

strateg w domu maklerskim Meridian Equity Partners w Nowym Jorku

Dobrze się stało, ale problemy nie zniknęły

Decyzja rządu federalnego jest dobra dla sektora finansowego; Fannie i Freddie nie są już w tym ciężkim położeniu, w jakim były dotychczas. Ich pozycja wobec banków poprawiła się. Należy mieć nadzieję, że następna administracja - ktokolwiek ją stworzy - doprowadzi do tego, że instytucje będą mogły znów się usamodzielnić i działać bardziej na zasadach rynkowych. Wszyscy spodziewali się podobnego ruchu, tak jak większości z nas w ogóle nie podoba się istnienie Fannie i Freddiego. Ale ta pomoc musiała nadejść i dobrze się stało, że nastąpiła szybko. Niemniej jednak problemy, z którymi rynki musiały zmierzyć się w piątek i wcześniej, na przykład dotyczące funduszy hedgingowych, nie zniknęły i będą wracać. Potwierdza to na przykład dzisiejsza słabość akcji z sektora wysokich technologii.

Setki miliardów dolarów na pomoc rz ądowym agencjom w USA

Amerykański rząd dokonał w praktyce przejęcia Fannie Mae i Freddie Mac - dwóch wielkich instytucji kontrolujących blisko połowę należności z tytułu kredytów hipotecznych w Stanach Zjednoczonych. Rynek jest oceniany na 12 bilionów dolarów. Fannie Mae i Freddie Mac odpowiadają za ponad 5 bilionów dolarów (przy aktywach rzędu 1,5 biliona dolarów). Za co faktycznie odpowiadają oba podmioty i na czym ma polegać pomoc administracji George?a Busha?

Fannie Mae (skrót od Federal National Mortgage Association) powstała jeszcze w 1938 r., tuż po Wielkim Kryzysie, za czasów prezydentury Franklina Delano Roosevelta. Utworzono ją jako agencję rządową na podstawie decyzji Kongresu USA. Celem było zwiększenie dostępności domów dla Amerykanów. Agencja operowała na wtórnym rynku hipotecznym - skupowała należności z tytułu kredytów hipotecznych od udzielających je banków, emitując w zamian papiery, które miały gwarancje rządowe. W 1968 r. Fannie Mae została przekształcona w spółkę prawa handlowego. Chodziło o to, by jej zobowiązania nie obciążały budżetu USA. Z kolei Freddie Mac, czyli Federal Home Loan Mortgage Corporation, powstała w 1970 r. Celem był rozwój wtórnego rynku hipotecznego w Stanach Zjednoczonych.

Jaki dokładnie jest mechanizm funkcjonowania obu podmiotów? Mogą odkupywać od banków kredyty hipoteczne za gotówkę. Pojawienie się wolnych środków w bilansach banków pozwala im udzielać kolejnych kredytów. Fannie Mae i Freddie Mac finansowały tę działalność, emitując własne niezabezpieczone papiery dłużne. Drugim sposobem było odkupywanie pakietów kredytów hipotecznych od banków i emitowanie przez oba podmioty papierów dłużnych pod zastaw tych należności. W ten sposób inwestorzy - nie tylko ze Stanów Zjednoczonych, ale z całego świata - mogli nabywać obligacje zabezpieczone hipotecznie (mortgage backed securities - MBS).

Inwestorzy kupowali papiery emitowane przez Fannie Mae i Freddie Mac ze względu na to, że cechowała je bardzo duża płynność. Ponadto uważano je za bardzo bezpieczne instrumenty o najwyższych ratingach. Obie instytucje były określane jako "government sponsored agencies". Inwestorzy powszechnie uważali, że w razie kłopotów Fannie Mae i Freddie Mac mogą liczyć na pomoc Waszyngtonu. W obowiązującej od wielu lat opinii rynku miały one dorozumiane gwarancje rządu federalnego.

Jak się okazało - rynek miał rację.

Kryzys na rynku mieszkaniowym w Stanach Zjednoczonych doprowadził do wzrostu liczby niespłacanych kredytów, pod które Fannie Mae i Freddie Mac wyemitowały swoje obligacje. To powodowało konieczność tworzenia dużych rezerw. Problem w tym, że przy aktywach rzędu 800 mld dolarów fundusze własne obu firm sięgały około 70 mld dolarów, a łączne straty w ostatnich miesiącach wyniosły około jednej piątej tej kwoty. Zachodziła obawa, że jeśli straty będą narastać, to instytucje, które odgrywają rolę koła zamachowego amerykańskiego rynku hipotecznego, mogą upaść.

Żeby temu przeciwdziałać, jeszcze w lipcu amerykańskie władze zdecydowały się na wsparcie Fannie Mae i Freddie Mac, które miało postać linii kredytowej oraz deklarację zakupu nowych akcji, które miałyby w przyszłości oferować oba podmioty.

W minioną niedzielę rząd poszedł jeszcze dalej. Zdecydował się na wprowadzenie w obu instytucjach zarządu komisarycznego. Udostępniono im również nowe linie kredytowe, które pozwolą im zadłużać się bezpośrednio w rządzie. Zabezpieczeniem pożyczek mają być istniejące aktywa Fannie Mae i Freddie Mac. Rząd zobowiązał się do obejmowania akcji nowych emisji. W każdym przypadku w grę wchodzi zainwestowanie przez rząd do 100 miliardów dolarów. Papiery będą miały charakter preferencyjny - w przypadku (teoretycznej) likwidacji obu podmiotów rząd otrzyma zainwestowane pieniądze wcześniej niż dotychczasowi akcjonariusze. Władze federalne będą miały również prawo zakupu istniejących akcji.

W zamian Fannie Mae i Freddie Mac zostaną zmuszone do ograniczenia skali działania. Aktywa każdej z firm w końcu przyszłego roku nie mogą przekraczać 850 miliardów dolarów, a potem co roku mają być zmniejszane o 10 proc., aż osiągną wartość 250 miliardów

dolarów.

W przeszłości dorozumiane gwarancje rządowe pozwalały Fannie Mae i Freddie Mac pożyczać na rynku taniej, niż gdyby tych gwarancji nie było. Istnieją szacunki, że obie firmy zarobiły na gwarancjach 120-180 mld dolarów, z czego około 80 mld dolarów trafiło do akcjonariuszy w postaci dywidendy. Ze względu na duże wpływy polityczne obu instytucji, aż do wybuchu ostatniego kryzysu ani rząd, ani Kongres nie decydowały się na wprowadzenie zmian w sposobie funkcjonowania Fannie Mae i Freddie Mac.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy