Z kolei analitycy podkreślają, że awaria na LSE pomoże jej mniejszym konkurentom. Spośród coraz liczniejszych europejskich alternatywnych platform obrotu, kuszących inwestorów niższymi prowizjami i szybszym wykonywaniem zleceń, szczególnie groźna okazała się Chi-X Europe. Choć została uruchomiona dopiero w marcu ubiegłego roku, już ma 18-proc. udział w obrocie akcjami wchodzącymi w skład indeksu FTSE-100. Kolejnym groźnym rywalem może się okazać wspierany przez dziewięć banków inwestycyjnych elektroniczny parkiet Turquoise, który dopiero rozpoczyna działalność. - Niepowodzenie przytrafiło się LSE w najgorszym momencie. Podkreśliło bowiem, jakie zalety będzie miała większa liczba parkietów - mówi Sejal Patel, makler z CMC Markets. - LSE wyjdzie na tej usterce bardzo niekorzystnie. Inwestorzy będą teraz poważnie myśleć o alternatywnych operatorach - wtóruje mu Omer Bhatti, makler z WorldSpreads Group.
Awarie to nic nowego
To nie pierwsza awaria na najstarszej europejskiej giełdzie papierów wartościowych. 16 października 1987 roku, gdy wielu brokerów nie dotarło do pracy wskutek ulewnych deszczy, londyński parkiet był zamknięty przez cały dzień. Z kolei 5 kwietnia 2000 roku handel akcjami przerwano aż na osiem godzin, także z powodu usterki systemu łączności. Do ostatniej poważnej usterki doszło w listopadzie ubiegłego roku, gdy notowania stanęły na niespełna godzinę. Jednak wówczas zarząd LSE zdecydował się na wydłużenie sesji.
Nie tylko Londyn
Zdecydowanie więcej kłopotów mieli Holendrzy. W 2002 roku amsterdamski Euronext przerywał handel na rynku akcji lub instrumentów pochodnych aż 30 razy. Komplikacje były rezultatem niedostosowania systemu obrotu tamtejszej giełdy do systemu NSC, działającego w ramach całego Euronextu. Ostatnia wywołana tym problemem przerwa miała miejsce w grudniu 2004 roku. Jeszcze poważniejsze usterki miały miejsce na giełdzie w Tokio. Wskutek październikowej modernizacji systemu komputerowego, 1 listopada 2005 roku rozpoczęcie obrotu akcjami opóźniło się o 4,5 godziny. Miesiąc później doszło na japońskiej giełdzie do kolejnego incydentu, lecz tym razem przyczyną zamieszania była pomyłka maklera, który zaoferował sprzedaż za jednego jena 610 tys. akcji debiutującej spółki JCom, zamiast sprzedać jedną akcję po 610 tys. jenów. System informatyczny nie tylko nie wykrył tej pomyłki, ale także nie pozwolił na anulowanie błędnego zlecenia. Handel akcjami na tokijskim parkiecie ponownie wstrzymano w styczniu 2006 roku, gdy na 20 minut przed regulaminowym końcem sesji, w wyniku zbyt dużej liczby zleceń, zatkał się system komputerowy.BLOOMBERG, REUTERS