Lekarstwo gorsze od choro by?

Zamieszanie wokół amerykańskich obligacji ARS pokazuje, jak gorliwość urzędów regulacyjn ych w leczeniu dolegliwości rynku potrafi je spotęgować. Dalsze osłabianie banków, które w ostatnich kwart ałach poniosły gigantyczne straty, może inwestorów kosztować więcej niż jedna nieudana inwestycja

Aktualizacja: 26.02.2017 12:52 Publikacja: 13.09.2008 04:48

Dochodzenia w sprawie załamania się rynku obligacji z oprocentowaniem ustalanym na aukcjach (ARS) toczą się bardzo szybko - zapewnił niedawno Christopher Cox, prezes amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC). Rzeczywiście, skuteczność urzędów regulacyjnych jest godna podziwu. Rozpoczęte w połowie marca śledztwa w ostatnich tygodniach doprowadziły do porozumień z ośmioma dominującymi bankami, które zobowiązały się do odkupienia od swoich klientów niepłynnych papierów wartościowych o łącznej wartości nominalnej około 57 mld USD. Nałożone na nie kary przekroczyły 500 mln USD. Niewykluczone, że kwota ta przebije sumę grzywien orzeczonych przez Eliota Spitzera, okrzykniętego przez tygodnik "Times" Krzyżowcem Roku 2002, w ostatniej tak wielkiej grandzie Wall Street. Wszak uwaga śledczych dopiero co zwróciła się ku kilkudziesięciu pośredniczącym w handlu ARS-ami domom maklerskim. Zamieszaniu wokół ARS-ów, dość odległemu od naszych rodzimych spraw, warto się przyjrzeć z tego choćby powodu, że doskonale obrazuje mechanizmy funkcjonowania rynków finansowych.

Anatomia kryzysu

Funkcjonujące na amerykańskim rynku od lat 80. ARS-y to zasadniczo długoterminowe obligacje, mające pewne zalety papierów krótkoterminowych. Ich oprocentowanie jest w normalnych warunkach niższe, niż wskazywałby 30-letni zazwyczaj okres zapadalności. Stąd popularność tej formy długu wśród emitentów: przede wszystkim miast, hrabstw i organizacji pożytku publicznego (np. towarzystw udzielających kredytów studenckich) oraz w mniejszym stopniu zamkniętych funduszy inwestycyjnych. Korzyści odnosili też nabywcy, ponieważ papiery te było można z łatwością zbyć przy okazji regularnych aukcji, na których ustalane jest ich oprocentowanie. Rynek zaczął trzeszczeć latem ubiegłego roku, gdy nie udało się kilka aukcji na obligacje zabezpieczone ryzykownymi kredytami hipotecznymi (subprime), tkwiącymi w sercu rozpoczynającego się wówczas kryzysu. Jednocześnie cień wątpliwości padł na wiarygodność ubezpieczających ARS-y firm. Wszak były one obecne także na rynku strukturyzowanych instrumentów typu CDO (collateralized debt obligations), który właśnie pogrążał się w ruinie. Aukcje coraz częściej kończyły się fiaskiem, lecz banki, mimo braku takiego obowiązku, usiłowały animować rynek, skupując nadmiar obligacji. Nękane gigantycznymi odpisami od aktywów, w lutym bieżącego roku wycofały się z tej roli. Wobec braku aukcji, oprocentowanie wielu ARS-ów rośnie do najwyższego przewidzianego w prospekcie emisyjnym poziomu, toteż upadek rynku uderzył przede wszystkim w emitentów. Wyjątkowo jaskrawego przykładu dostarcza kazus korporacji Port Authority of New New York and New Jersey, zarządzającej największym kompleksem portowym na wschodnim wybrzeżu USA. Oprocentowanie zaciągniętej przez nią w formie ARS-ów pożyczki skoczyło z 4,2 proc. do 20 proc. Gdyby nie fakt, że wielu emitentów skorzystało z możliwości zrefinansowania swoich kredytów, resentyment z ich strony byłby zrozumiały. Pora na zagwozdkę: dochodzenie SEC oraz stowarzyszenia stanowych organów nadzorujących rynki finansowe (NASAA) przeciwko bankom nie było inicjatywą emitentów tych obligacji.

Obligacje niczym gotówka

Ze zbiorowymi pozwami wystąpili rozgoryczeni inwestorzy, którzy traktowali ARS-y jako krótkoterminową lokatę gotówki, bardziej zyskowną, lecz równie płynną alternatywę dla jednostek funduszy rynku pieniężnego. Jakie wykroczenie popełniły, ich zdaniem, banki? Otóż miały dopuścić się manipulacji przy sprzedaży ARS-ów, prezentując je jako instrumenty bardzo płynne. Nie zaznaczyły przy tym, że płynność zależy od tego, czy na aukcjach znajdą się chętni do kupna tych papierów. Mało tego, przedstawiały ARS-y jako atrakcyjną inwestycję nawet wówczas, gdy wiedziały, że rynek kuleje, i same się z niego wycofywały. Niektórzy inwestorzy twierdzą wręcz, że nie byli świadomi, z czym mają do czynienia. Gdy zgłaszali chęć płynnego zainwestowania gotówki, doradcy mieli im polecić ARS-y, określając je jako siedmiodniowe bony, tygodniowe inwestycje na rynku pieniężnym, papiery rolowane, itp. Wkrótce regulatorzy znaleźli dowody na szalbierstwa instytucji finansowych w postaci kompromitujących e-maili. W jednym z nich analitycy Merrill Lyncha otrzymali od przełożonych polecenie, aby złagodzić raport o stanie rynku ARS-ów. W innym zarząd UBS wskazuje na potrzebę jak najszybszego pozbycia się ARS-ów z portfela banku, co wobec braku popytu inwestorów korporacyjnych i instytucjonalnych zinterpretowano jako polecenie sprzedaży ich klientom indywidualnym. Na podstawie tej korespondencji uznano, że widoczny w niej konflikt interesów między bankami a klientami dotyczył całego sektora.

Bezgraniczna naiwność

inwestorów

Choć dowody te wydały się śledczym rażące, bardziej razi naiwność inwestorów. Niewykluczone, że rzeczywiście doszło do nadużyć i kilku brokerów przedstawiało te instrumenty w niewłaściwym świetle. Nie usprawiedliwia to jednak nabywców, którzy w biegu po zyski nie mieli czasu na lekturę prospektu emisyjnego, choćby nawet spisany był najmniejszym drukiem. Niektórzy powodzi oponują, że dokumentów tych nigdy nie otrzymali, lecz fakt, że zwrócili na to uwagę dopiero w chwili załamania się rynku, rzuca tym dłuższy cień na ich inwestycyjny rozsądek. Należy podkreślić, że minimalna wartość inwestycji w te obligacje wynosiła na ogół 100 tys. USD. A ponieważ najczęstszym słowem pojawiającym się na ustach doradców i na stronach gazet finansowych jest "dywersyfikacja", można założyć, że te środki stanowiły ułamek kapitału inwestujących w ARS-y osób. Wygląda więc na to, że nabywcami ARS-ów nie byli amerykańscy ciułacze, a opisywane w mediach przypadki emerytów, którzy ulokowali w nich życiowe oszczędności, albo rodziców, którzy odłożyli w nich środki na studia swoich pociech, musiały należeć do rzadkości. Można oczekiwać, że zamożni inwestorzy będą świadomi tego, że Wall Street nie jest drukarnią pieniędzy, a wyższe oprocentowanie pewnych instrumentów jest premią za wiążące się z nimi ryzyko.

Dlatego nie przekonuje pozorny umiar, jakim na pierwszy rzut oka emanują zawarte z bankami ugody. Zobowiązały się one do odkupu papierów nie tylko od małych i średnich przedsiębiorstw oraz instytucji charytatywnych, czego słuszność trudno kwestionować, lecz także od klientów detalicznych, w zależności od porozumienia zdefiniowanych jako ci, którzy ulokowali w tych obligacjach mniej niż 1, 3 lub 10 mln USD. Nawet te oznaki powściągliwości wkrótce zostały zarzucone. Pierwsze ugody - z Citigroup i szwajcarskim UBS-em - zawierały jedynie mgliste obietnice pomocy inwestorom instytucjonalnym w upłynnieniu ARS-ów, a porozumienia Morgana Stanleya i JP Morgana w ogóle o tych klientach nie wspominają. Jednak Wachovia, 10. największy gracz na rynku ARS-ów, zobowiązała się już do odkupu obligacji od wszystkich swoich klientów, także instytucjonalnych.

Trudne konsekwencje

naiwności

Prokuratorowi generalnemu stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, który prowadzi dochodzenie przeciwko bankom niezależnie od SEC i NASAA, zarzuca się niekiedy z tego powodu rozbuchaną ambicję polityczną oraz chęć autopromocji. Rywalizuje z nim William Galvin, prokurator stanu Massachusetts, w którego granicach leży Boston, drugi po Nowym Jorku najważniejszy w USA ośrodek finansowy. Gdy tylko jeden z nich powiadomi o ugodzie z którymś z banków, w ciągu kilku godzin o podobnym porozumieniu donosi drugi. Lecz ich zabiegania o odpowiednie nagłośnienie wyników śledztwa nie mogą dziwić, wszak stanowi prokuratorzy są w USA wyłaniani na drodze wyborów. Trudno jednak uniknąć wrażenia, że nie tylko oni próbują zbić kapitał na niedyspozycji osłabionych kryzysem subprime banków, które nie mogą pozwolić sobie na dalszą utratę reputacji. Przejawia się to niekonsekwencją widoczną w postępowaniu urzędów nadzorczych oraz inwestorów dotkniętych jakoby załamaniem na rynku ARS-ów: otóż rynek ten bynajmniej się całkowicie nie załamał. Wszystkie kategorie ARS-ów nadal są w obrocie na rynku wtórnym. Z tą różnicą, że na aukcjach krążyły po cenie nominalnej, a zmieniało się jedynie oprocentowanie, obecnie natomiast sprzedawane są nieco taniej, a oprocentowanie jest stałe. Najsilniej przecenione zostały ARS-y wsparte kredytami studenckimi, często nawet o 20-30 proc., lecz pozostałe kategorie papierów, których emitenci mają mniej trudności z refinansowaniem długu, radzą sobie lepiej.

Z analizy Huron Consulting Group wynika, że około 600 spółek posiadających na swych kontach ARS-y wycenia je - w zależności od rodzaju - średnio o 5-7 proc., maksymalnie zaś o 11-21 proc. poniżej wartości nominalnej. Rozbieżność między ich oczekiwaniami a sytuacją na rynku nie jest więc rażąca, a nabywców po tej promocyjnej cenie też nie powinno brakować. Wszak oprocentowanie tych obligacji wzrosło, co przy wysokiej wiarygodności większości emitentów pozwala na tych papierach zarobić. Przykładowo bank Citi, który ma w swych aktywach ARS-y warte 5,6 mld USD, zyskał na nich w drugim kwartale blisko 200 mln USD. Dlaczego więc inwestorzy skarżą się na brak płynności? "Nie brakuje chętnych do kupna ARS-ów, także wśród funduszy emerytalnych, ubezpieczeniowych i hedgingowych, tylko że posiadacze nie są gotowi na poniesienie strat" - odpowiada Berry Silbert, prezes Restricted Stock Partners, firmy obracającej niepłynnymi papierami. Nie tylko płynność leżała zatem inwestorom na sercu, o czym świadczy także fakt, że na mocy umów z regulatorami banki zmuszone są do zrekompensowania strat inwestorom, którzy po 13 lutym sprzedali ARS-y poniżej ceny nominalnej.

Rekompensaty

za utratę zaufania

Wygląda więc na to, że inwestorzy nie godzą się na logiczną konsekwencję utraty przez nich zaufania do rynku, który wcześniej pomogli rozdymać. Problem w tym, że także śledczy nie dostrzegają dość pospolitej natury obecnego zamieszania wokół ARS-ów, nieodbiegającej zanadto od tego, z czym mamy do czynienia w przypadku większości giełdowych korekt. Jeśli w jakiejkolwiek dziedzinie życia sprawdza się relatywistyczna teoria, że prawdą jest to, w co się aktualnie wierzy, to byłoby to właśnie inwestowanie. Gra emocji na rynkach finansowych skutkuje nadzwyczajnym zagęszczeniem samospełniających i samoobalających się przepowiedni. Dopóki inwestorzy byli przekonani, że rynek ARS-ów jest płynny, faktycznie taki był. Gdy inwestorzy w tę płynność zwątpili, rynek szybko ją utracił. W tym świetle kłamstewka brokerów, zapewniających o dobrej koniunkturze, mogły nawet pełnić ozdrowieńczą rolę. Szerzenie wątpliwości na pewno lepiej by się rynkowi nie przysłużyło. Zaskakujące, że śledczych nie dziwi pokrętna logika, jaką musiałyby się kierować banki, wprowadzając w błąd swoich najbogatszych klientów. Zwłaszcza wobec dowodów na to, że banki rzeczywiście były przekonane o rychłym zakończeniu kłopotów. Najbardziej wymowny jest przykład UBS-u, który od grudnia do lutego podwoił swój stan posiadania ARS-ów. Na korzyść banków przemawia również to, że niektóre z nich jeszcze przed ugodami z urzędami regulacyjnymi oferowały tanie pożyczki pod zastaw ARS-ów klientom, którzy potrzebowali zamrożonej w nich gotówki. Czyżby przyznawały kredyty, zabezpieczając się papierami, o których wartości nie były przekonane?

"Sercem tego dochodzenia jest zamiar zwrócenia inwestorom miliardów dolarów, co przywróci zaufanie do całego rynku" - oznajmił Cuomo. Zamierzenie szczytne, lecz co do jego konsekwencji nowojorski prokurator może się grubo mylić. Pod wpływem pojawiających się od lutego pogłosek o możliwych procesach sytuacja na rynku ARS-ów tylko się pogorszyła. Papiery odkupione przez banki na mocy porozumień przypuszczalnie trafią prędzej czy później z powrotem na rynek, prowadząc do dalszej dewaluacji tych obligacji. UdeNajwięksi poręczyciele ARS-ów oraz zawarte przez nich ugody:

UBS

odkup obligacji za 19 mld USD

kara: 150 mln USD

Citigroup

odkup obligacji za 7,5 mld USD

kara: 100 mln USD

Merrill Lynch

odkup: 12 mld USD

kara: 125 mln USD

Deutsche Bank

odkup: 1 mld USD

kara: 15 mln USD

Goldman Sachs

odkup: 1,5 mld USD

kara: 22,5 mln USD

Wachovia

odkup: 8,8 mld USD

kara: 50 mln USD

JP Morgan Chase

odkup: 3 mld USD

kara: 25 mln USD

Morgan Stanley

odkup: 4,5 mld USD

kara: 35 mln USD

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy