trzecią część swojej czwartkowej wartości. Kto następny? A jeszcze tydzień
temu można było przeczytać komentarze, że najgorsze jest już za nami.
Paradoksalnie, część analityków jest zadowolona z obecnej sytuacji, bo
przypomina im to marzec tego roku, gdy upadek Bear Stearns rozpoczął spore
odbicie na rynku akcji. Liczą oni na to, że teraz będzie podobnie. Mam tu
spore wątpliwości. Zwróćmy uwagę, że my już od dwóch miesięcy nie spadamy.
Wtedy też nie spadaliśmy, ale wtedy były jeszcze nadzieje na to, że upadek
BS będzie kończył problemy. Teraz wiadomo, że to tylko kolejny etap. Także
obecne problemy bliźniaków, Lehman Brothers czy, być może, AIG, to także
tylko kolejne etapy. Za każdym razem są to momenty przełomowe, gdy rynek
sam nie jest w stanie sobie pomóc. By uniknąć wyprzedaży aktywów przez
chory podmiot, musi dojść do interwencji podmiotów państwa. Nikt nie chce
pozwolić, by na słabym przecież rynku długu nagle pojawiła się przyparta
do muru podaż papierów zbijająca szybko ceny oraz wyceny aktywów, co
pociągnęłoby za sobą pogorszenie sytuacji u innych podmiotów, a więc
spowodowało reakcję łańcuchową.
Z jednej strony mamy kłopoty, które wymagają ingerencji w mechanizm
rynkowy, a z drugiej w analizach, jakie się ostatnio pojawiają, dają o
sobie znać poszukiwania możliwości zakończenia recesji. Oczywiście nie am, że te oczekiwania poprawy są dla mnie na razie pewną
ciekawostką, choć nie ignoruję ich. Zauważam tu pewną prawidłowość, że gdy
aktualna kondycja gospodarki jest słaba, to oczekuje się, że się ona
poprawi za pół roku, a może nieco dłużej. Tak samo było przecież rok temu,
i tak samo było na wiosnę, gdy zdaniem analityków II połowa roku miała być
już lepsza. Tymczasem prognozy najbliższych kwartałów sugerują, że wzrost
amerykańskiej gospodarki będzie minimalny, o ile w ogóle się pojawi. Ba,
pewne zmiany widać także po oczekiwaniach dotyczących przyszłych poziomów
stóp procentowych w USA. Jeszcze niedawno oczekiwano, że stopy będą rosły,
a dotychczasowy cykl obniżek już się zakończył. Teraz powraca motyw
obniżenia kosztu pieniądza. Wspomniane słabsze prognozy na najbliższe
miesiące połączone z osłabieniem ma rynku pracy oraz spadkiem cen na rynku
surowcowym tworzy, wg części analityków, miejsce na jeszcze jedną obniżkę
stóp procentowych. Oczywiście nie pojawi się ona już na najbliższym
posiedzeniu FOMC (w najbliższym tygodniu), ale wg wspomnianych analityków
może pojawić się na jednym z dwóch tegorocznych posiedzeń: tuż przed
wyborami prezydenckimi, lub przed sezonem świątecznym. O ile teraz nie
należy oczekiwać tejże obniżki, to podobno jej zapowiedzi już tak. Stopy
na najbliższym posiedzeniu amerykańskich władz monetarnych się nie
zmienią, ale w komunikacie układ zagrożeń ma uwypuklać ryzyko dla wzrostu
gospodarczego z sygnałem zmniejszającej się presji na wzrost cen. Za to
wszystko ma odpowiadać niższa cena ropy?
Fakt, jej spadek do 100 dolarów za baryłkę robi wrażenie. Można się było
spodziewać, że cena spadnie dość szybko, choć nie przypuszczałem, że
dojdzie do takiego poziomu już teraz. Właśnie ta zmiana sugeruje, że nie
tylko ja oczekiwałem czegoś mniej spektakularnego. Czy jednak zagrożenie
wzrostu cen już minęło i to ma być podstawa do oczekiwania na łaskawszy
ton wobec obniżek stóp procentowych? Jakoś mam wątpliwości. Inna sprawa,
że ostatni ruch na cenach ropy powinien cieszyć tych, którzy jeszcze
niedawno złorzeczyli na spekulantów. Przecież warunki popytu na ropę nie
zmieniły się w ciągu paru tygodni tak diametralnie, by cena tylko na
postawie czynników fundamentalnych, miała spaść o jedną trzecią. Tak, za
tym stoją także spekulanci, tak samo jak wcześniej stali za wzrostem ceny
surowców. Niższe ceny surowców pomagają poprawić nastroje, co widać choćby
po zmianie wskaźników nastrojów konsumentów. Czyli teraz spekulanci są
dobrzy?
Wróćmy na chwilę do wątku analiz sugerujących możliwość poprawy
koniunktury. Skoro ma się ona poprawić na wiosnę przyszłego roku, to na
jesieni obecnego należałoby oczekiwać sporego wzrostu cen akcji. W końcu
rynek akcji wyprzedza wydarzenia ze sfery realnej. Pytanie, czy taki
wzrost, jeśli w ogóle ma się pojawić, rozpocznie się od obecnych poziomów,
czy też dopiero po jakimś poważniejszym tąpnięciu? Właściwie można sobie
zgadywać, choć mam takie przeświadczenie, że skoro gospodarka amerykańska
znajduje się od końca ubiegłego roku w recesji, to zmiana aktywów na rynku
akcji jest relatywnie niska. Jakoś nie odpowiada to skali problemów. Zatem
choćby z tego powodu nie przypuszczam, by minimum, jakie zostało w lipcu
wyznaczone było ostatecznym minimum tej bessy. Dotyczy to tak rynku
amerykańskiego, jak i naszego. My spowolnienie mamy dopiero przed sobą.
Rynek już znaczną jego część zdążył zdyskontować, ale gdy cały świat
będzie słabł, to raczej trudno przypuszczać, by nasz rynek stał się ostoją
szczęśliwości posiadaczy akcji.
Kamil Jaros