Wydarzenia z ostatnich dni na polskim i światowych rynkach giełdowych są kulminacją tego, co się działo w światowej gospodarce i na rynkach finansowych przez kilkanaście miesięcy. Oznaczają jedynie zaostrzenie występujących już wcześniej problemów, którym próbowano przeciwdziałać. Receptą miały być niższe stopy procentowe czy wspomaganie przez banki centralne systemów finansowych miliardami dolarów i euro pożyczek. Bez większego skutku.
Źródłem wszystkich kłopotów jest załamanie się amerykańskiego rynku nieruchomości. Sprowadziło ono trudności na sektor finansowy i amerykańską, a potem i światową gospodarkę. Sądzono, że będą one przejściowe, ale dziś inwestorzy nie mają wątpliwości, że problemy są ogromne i nie da się uniknąć ich konsekwencji. Dlatego gwałtownie reagują, wyprzedając ryzykowne aktywa.
Najlepiej obecną sytuację oddają słowa Alana Greenspana, do 2006 r. szefa Rezerwy Federalnej w USA. Powiedział on, że takie sytuacje jak obecna zdarzają się raz na sto lat.
Wczoraj mieliśmy kolejną odsłonę tych wydarzeń. Obniżenie ratingu AIG, największemu amerykańskiemu ubezpieczycielowi, wzmocniło obawy, że nie uda się mu pozyskać kapitału koniecznego do przetrwania kłopotów. I w efekcie jedna z największych grup finansowych (działająca również w Polsce) podzieli los upadającego Lehman Brothers, czwartego banku w Ameryce.
Pokłosiem tych problemów były dalsze zniżki na rynkach akcji, skokowy wzrost premii za ryzyko inwestycji na emerging markets, gwałtowna zwyżka krótkoterminowych stawek oprocentowania depozytów międzybankowych (LIBOR), wyprzedaż surowców i silny spadek rentowności długoterminowych obligacji.