Kilka miesięcy temu przewidywaliśmy, że wybicie dołem z konsolidacji indeksu WIG trwającej od lutego do maja spowoduje przecenę z minimalnym zasięgiem w okolicach 36 tys pkt. Obecnie pojawia się pytanie, czy na tym poziomie można szukać przysłowiowego twardego dna. Splot informacji dotyczących pogłębiającego się kryzysu sektora finansowego oraz coraz słabsze dane o globalnej koniunkturze gospodarczej sugerują odpowiedź negatywną.

Niewykluczone bowiem, że rozpoczyna się właśnie najgorsza faza bessy. Jeszcze niedawno można było próbować pokusić się o prognozowanie siły spowolnienia gospodarczego, teraz to zadanie jest praktycznie niemożliwe. Odmowa pomocy państowej dla Lehman Brothers sugeruje, że rynek może czekać jeszcze kilka spektakularnych bankructw. Obecnie uwagę inwestorów przykuwają kłopoty największego amerykańskiego ubezpieczyciela AIG.

Kluczowym problemem staje się zatem nieunikniony dramatyczny spadek zaufania do sektora finansowego. To zaś mocno ograniczy możliwości pozyskania nowych funduszy na ustabilizowanie ich kondycji. Dodatkowo brak widoków na zakończenie licytacji strat przez banki zmniejszy już i tak coraz bardziej ograniczony dostęp do kredytów nie tylko hipotecznych, ale też konsumpcyjnych czy przeznaczonych dla firm.

W tym całym scenariuszu znajduje się również miejsce dla Polski, która może nie uniknąć mocniejszego, niż sądzimy, spowolnienia koniunktury gospodarczej. Wczoraj Międzynarodowy Fundusz Walutowy ocenił, że zawirowania na rynku finansowym będą miały silny wpływ na globalną gospodarkę. Eksperci MFW szacują, że wzrost PKB zwolni o 0,5 pkt proc., do 2 proc. i z naciskiem podkreślili, że okres znacznie gorszej koniunktura nie ominie Europy czy też Chin. Poniedziałkowa, pierwsza od sześciu lat obniżka stóp procentowych w Państwie Środka pokazuje, że obawy nie są bezzasadne, a te dane mogą być zbyt zachowawcze.

Trudno o prognozę dalszego rozwoju wypadków. Na rynku najgorsza jest niepewność, szczególnie taka, jaką obserwujemy. Tak naprawdę bowiem ma miejsce dyskontowanie nieznanego.