MRR nie ma poparcia premiera Tuska

Z posłanką Grażyną Gęsicką (PiS), ministrem rozwoju regionalnego w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, o problemach we wdrażaniu unijnych programów rozmawia Piotr Dziubak

Aktualizacja: 26.02.2017 12:31 Publikacja: 22.09.2008 07:05

Jak ocenia Pani stopień wykorzystania unijnych funduszy przyznanych Polsce na lata 2007-2013?

Jak wiadomo, Polska ma do wydania ponad 67 mld euro. Jeśli weźmiemy pod uwagę krajowy wkład, to mamy kwotę 85 mld euro. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego chętnie podaje informacje o wydatkowaniu środków na lata 2004-2006, bo stopień ich wykorzystania jest wysoki. Gorzej jest z nową perspektywą finansową. Tu musimy sobie sami wszystko liczyć, bo dane publikowane przez MRR są chaotyczne, a ponadto wydatkowane kwoty resort podaje w złotych. Ja jednak zadałam sobie trud i przeliczyłam dane dotyczące maja i lipca 2008 r. Wyniki są dramatyczne.

Rzeczywiście jest aż tak źle?

Z danych na koniec lipca wynika, że złożone przez beneficjantów wnioski opiewają na 29,1 mld zł, czyli na jakieś 8,8 mld euro. To jest 13 proc. dostępnych środków. Podpisano 2046 umów na 2,6 mld zł, czyli około 780 mln euro. W maju było to 1,7 mld zł. Doszliśmy zatem do około 1,2 proc. alokacji. Moim zdaniem, nadal jesteśmy w dramatycznej sytuacji. Brak umów oznacza brak wydatkowania w następnych miesiącach.

Ostatnio w rozmowie z "Parkietem" obecna wiceminister rozwoju regionalnego Hanna Jahns stwierdziła, że przy wdrażaniu programów unijnych w 2004 i 2005 roku sytuacja była podobna. Jej zdaniem, dopiero w 2006 r. wskaźniki wykorzystania unijnych pieniędzy gwałtownie skoczyły do 40 proc.

To nieprawda. Jeśli już odwołujemy się do tamtych czasów, to rząd Belki potrzebował całego 2004 r. na przygotowanie podstaw prawnych do wydatkowania unijnych euro. Tak samo było w przypadku nowej perspektywy finansowej. Wprawdzie środki można było wykorzystywać od stycznia 2007 r., ale też potrzebowaliśmy roku na negocjacje z Komisją Europejską i zatwierdzenie wszystkich programów. Ostatni z nich, Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko, został podpisany dopiero jesienią.

Jednak w maju 2005 r., gdy upłynęło półtora roku od momentu, kiedy można było wydatkować środki, rząd Belki dysponował już wnioskami beneficjantów na 110 proc. przyznanych wtedy Polsce środków. Rząd Donalda Tuska w maju 2008 r., po półtora roku realizacji programów z nowej perspektywy, mógł się "pochwalić" wnioskami na kwotę 6 proc. pieniędzy, które powinniśmy zagospodarować w latach 2007-2013. Porównajmy kolejne dane. W maju 2005 r. zakontraktowano 26 proc. alokacji. To jest kluczowa sprawa. Kiedy w listopadzie 2005 r. zostałam ministrem, wydatkowanie było śladowe. Wypłacono może 3 proc. środków. Jednak podpisano już umowy na znacznie wyższe kwoty.

Przypominała Pani dane z maja 2008 r. Czy od tego czasu nie poczyniono żadnych postępów?

Postępy są bardzo wolne. Dodatkowy problem w tym, że trudno rozeznać się w danych publikowanych na stronach resortu rozwoju regionalnego. Proszę spojrzeć na informacje dotyczące programów z lat 2004-2006. Tam wykorzystano już ponad 93 proc. środków, więc dane są przejrzyste, poszeregowane, po prostu czytelne. Ministerstwo podaje dla każdego programu wykorzystany procent alokacji: jaki procent alokacji stanowią złożone wnioski, jaki podpisane umowy, a jaki wypłacone płatności z kont programowych. W odniesieniu do perspektywy 2007-2013 mamy dane w złotych, ale nie jesteśmy informowani, jaki procent alokacji stanowią zakontraktowane bądź wydane kwoty.

Zorientowanie się w stanie wdrażania funduszy dodatkowo utrudnia zasada, w myśl której wartość programu jest podawana w euro, a wydatki raportuje się w złotych. Wiemy, że do lipca 2008 r. podpisano umowy na kwotę dofinansowania 2,6 mld zł. Żeby obliczyć, jak się to ma do całej alokacji 2007-2013, trzeba samemu przeliczyć złotówki na euro i obliczyć procent z 67,3 mld euro. Nie wiadomo, po jakim kursie to przeliczać. Jeśli chce się prowadzić skuteczny monitoring wydatkowania, to trzeba porównywać jabłka z jabłkami, a gruszki z gruszkami. Inaczej nigdy nie będziemy wiedzieć, w którym miejscu jesteśmy. Dlaczego tak samo nie przedstawia się danych związanych z programami na lata 2007- -2013?

Moim zdaniem, MRR robi to specjalnie. Mało kto z odbiorców miesięcznych raportów MRR jest tak dociekliwy, żeby samemu to policzyć. Większość czytelników, w tym dziennikarze, zadowala się informacją, że wnioski opiewały na 29 mld zł, a zawarto umowy o wartości 2,6 mld złotych. Mało kto wie, że w stosunku do całej alokacji jest to odpowiednio około 13 proc. i nieco ponad 1 proc.

Rzeczywiste wydatkowanie osiągnęło około 0,08 proc. alokacji, czyli172 mln zł. Ministerstwo zaciemnia też obraz wykorzystania środków przeznaczonych w budżecie państwa na 2008 r. W czerwcu podano przewidywane wykonanie wydatków z programów operacyjnych, z budżetu państwa, ale nie poinformowano, jakie były kwoty planowane w tym zakresie. Nie ma więc do czego odnieść ani tych prognoz, ani danych o wykonaniu. Raporty miesięczne ministerstwa z realizacji programów 2007-2013 pozbawione są jakichkolwiek elementów oceny postępów realizacji.

Gdzie są największe opóźnienia?

Bardzo opóźnione są konkursy. Przeanalizowałam informacje dotyczące programów krajowych. Pierwsze co zauważyłam, to fakt, że resort rozwoju regionalnego podaje harmonogramy uruchamiania konkursów w różnych terminach. Wygląda to tak, jakby w ministerstwie nie monitorowano dotrzymania terminów zapisanych w poprzednich wersjach harmonogramów. Kiedy porównałam dane z lutego i sierpnia tego roku, okazało się na przykład, że na 32 konkursy, które miały być ogłoszone w Programie Operacyjnym Innowacyjna Gospodarka, 22 wystartowały z opóźnieniem bądź wcale. W programie Polska Wschodnia konkursy miały być ogłoszone w czerwcu tego roku, a wszystkie przesunięto na I kwartał 2009 r. W Programie Infrastruktura i Środowisko na 40 konkursów w terminie ogłoszono siedem.

Powstaje pytanie, czy ktoś nad tym panuje i jak ministerstwo planuje przepływy finansowe. Dotrzymywanie terminu ogłoszenia konkursu jest ważne z dwóch względów: dla budżetu państwa, bo każdy konkurs generuje płatności. Budżet musi ponosić koszty w określonych terminach. Przy czasowych "obsuwach" minister finansów przestaje panować nad przepływem dużych kwot. Drugi powód, dla którego należy trzymać się harmonogramu, to interes beneficjenta. Beneficjenci muszą zaplanować realizację przedsięwzięcia, zrobić biznesplan, umówić się z bankiem itd.

W lutym resort informował jeszcze, kiedy będą podpisywane umowy. W sierpniu już tego zaniechał. Przekazywał tylko informacje czysto administracyjne. Informowano na przykład, że zostanie ogłoszony konkurs. Ile czasu będzie trwało rozpatrywanie wniosków i kiedy będą podpisywane umowy? Tego już nie mówiono. Tymczasem beneficjenci muszą wiedzieć, kiedy podpiszą umowy. Brak tych informacji to lekceważenie przedsiębiorców.

A co się dzieje z listami projektów kluczowych?

Pod hasłem weryfikacji tych projektów nasz kraj stracił kilka cennych miesięcy. Do maja, bo wtedy mniej więcej ogłoszono nowe listy, żaden z beneficjentów nie przygotowywał projektów, bo nie był pewien, czy w ogóle znajdzie się na liście. Do lipca na 494 projekty zawarto zaledwie 242 preumowy. To nie jest nawet połowa. To pokazuje kompletny brak wyobraźni oraz to, że nie można myśleć o monitorowaniu przepływów finansowych. Podpisanie preumowy nie powinno wymagać żadnych szczególnych przygotowań po stronie beneficjenta. Dokument potwierdza, że będą pieniądze na jakiś projekt, jeśli wnioskodawca spełni określone warunki.

Doprawdy nie wiem, dlaczego przez rok nie podpisano preumów nawet z połową beneficjentów. Ponadto po weryfikacji liczba projektów wzrosła prawie do takiej, jaka była na początku, a przecież pani minister Bieńkowska twierdziła, że jest ich za dużo. W całym tym zamieszaniu chodziło o to, aby na listach znalazły się inne projekty, niż były wcześniej. To jeszcze można zrozumieć, bo kwestią dyskusji jest, który z nich ma charakter strategiczny. Natomiast bardzo niedobrze się stało, że ten prGłównym celem tworzenia list była realizacja strategicznych inwestycji, ale również szybsze generowanie pieniędzy. Już dzisiaj można powiedzieć, że ten drugi cel nie jest osiągany. Być może dlatego, że beneficjentom stawia się jakieś warunki, których nie są w stanie spełnić.

Minister Bieńkowska zapowiada, że w czasie kolejnej weryfikacji list będzie wykreślać nieprzygotowane projekty.

Straszenie beneficjentów, że ich projekty wypadną z listy, jeżeli na czas nie podpiszą umów, w przypadku instytucji państwowych, jak np. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad czy regionalne zarządy gospodarki wodnej, nie jest skuteczne. Zarządy te, odkąd istnieją, nie wybudowały wielu inwestycji zabezpieczeń antypowodziowych i nie ma co się łudzić, że przejmą się perspektywą wykreślenia z listy projektów kluczowych.

Podobnie jest z GDDKiA oraz budowanymi przez nią autostradami, które muszą powstać, a nie powstają. Ludzie w tych instytucjach myślą w inny sposób i trzeba do tego dostosować sposób oddziaływania na nie.

A to jest rola MRR?

Ktoś to musi zrobić.

Wydaje się, że Pani miała silniejszą pozycję w rządzie niż obecna minister rozwoju regionalnego.

Nie sądzę. Po prostu założyłam, że jeśli za sprawne wydatkowanie środków odpowiadają instytucje, nad którymi nie mam kontroli, takie jak Agencja Rozwoju Przemysłu czy inne agendy rządowe, to część mojej uwagi musi być na nich skupiona. Musiałam wiedzieć, dlaczego one czegoś nie robią.

I wiedziała Pani?

W dużej mierze tak. Albo przynajmniej starałam się dowiedzieć.

I co Pani z tą wiedzą robiła?

Najpierw rozmawiałam z prezesami tych jednostek i z ministrami odpowiedzialnymi za ich działalność. Jeśli to nie pomagało, to zawsze był jeszcze premier.

Czy często interweniowała Pani u premiera?

Robiłam to tylko wtedy, jak już sama nie mogłam nic załatwić. Są inne sposoby. Pomagają informacje o wynikach przekazywane publicznie, w tym przez media. Szef instytucji, która zostanie opisana jako opóźniająca realizację programu, zawsze czuje się zobligowany, żeby to jakoś naprawić. Ponadto co miesiąc premier w trakcie spotkań z ministrami pytał o wykonanie planu wykorzystania funduszy w poszczególnych resortach.

Wtedy nie byłam nawet członkiem PiS. Natomiast kierowałam resortem horyzontalnym, który obejmuje sprawy wielu innych ministerstw. Są tylko dwa takie resorty w rządzie: Ministerstwo Finansów i Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Powstaje pytanie, jak obecna pani minister definiuje swoją funkcję. Jeśli tak jak ja, to na posiedzeniach rządu powinna być wspierana przez premiera. Moim zdaniem, pani Bieńkowska nie ma takiego wsparcia. Są dwa możliwe wyjaśnienia tej sytuacji. Może go nie mieć, bo się o to nie stara lub premier nie interesuje się sprawami funduszy UE. Każda z tych wersji to bardzo niedobra wiadomość dla beneficjentów.

Dziękuję za rozmowę

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy