Amerykański bank inwestycyjny J.P. Morgan ogłosił ostatnio, że będzie pośredniczył w pożyczaniu polskich i greckich papierów wartościowych. - Nasze badania wykazały, że polski rynek w ostatnim czasie znacznie dojrzał. Dilerzy zgłaszają spory popyt zarówno na akcje polskich spółek, jak i na obligacje - zarówno rządowe, jak i korporacyjne - tłumaczy Richard Steele, dyrektor wykonawczy. Bank ocenia, że popyt na pożyczane papiery zgłoszą głównie inwestorzy stosujące zaawansowane strategie na rynku terminowym, którzy mogą potrzebować akcji lub obligacji, aby zabezpieczyć zawierane kontrakty. Inną grupą zainteresowanych, według J.P. Morgana, stanowić mogą fundusze, które budują swoje portfele na akcjach spółek z całego regionu Europy Środkowej. Transakcje mają być zawierane na rynku pozagiełdowym.

Pożyczane papiery należeć będą do klientów korzystających z usług powierniczych banku. J.P. Morgan szacuje tę grupę na ponad 60 podmiotów, a ich aktywa na kilka miliardów dolarów. Wszyscy zgodzili się na ewentualne "wypożyczenie" swoich akcji lub obligacji na określony procent, który zależy od popytu i podaży na dany papier. - W przypadku polskiego rynku, na którym podaż części instrumentów nie jest wysoka, oprocentowanie takiej pożyczki może być wyższe niż średnia rynkowa. To oznacza, że pożyczający mogą płacić dość istotną premię w porównaniu z zachodnimi rynkami - ocenia Richard Steele.

J.P. Morgan spodziewa się, że nowa usługa przyciągnąć może do Polski nowych graczy, m.in. fundusze inwestycyjne i towarzystwa ubezpieczeniowe. Obserwatorzy rynku kapitałowego zastanawiają się jednak, czy wprowadzenie pożyczek polskich papierów nie wynika z obostrzeń, jakie od pewnego czasu obowiązują w tym zakresie w USA. Tamtejszy nadzór finansowy obawiał się bowiem, że tego typu transakcje pogłębić mogą jeszcze kryzys na rynkach. W piątek zakazał na pewien czas np. krótkiej sprzedaży.

J.P. Morgan jest zdalnym członkiem GPW od 2006 r. Ostatnio nie pośredniczył w transakcjach na akcjach.