Model bankowości inwestycyjnej obowiązywał wśród nowojorskich gigantów przez ostatnie dwadzieścia lat. Czym różni się bank inwestycyjny od zwykłego? Przede wszystkim tym, że nie prowadzi działalności depozytowej. Nie obsługuje kont klientów detalicznych, lecz pozyskuje pieniądze przede wszystkim od innych banków i firm finansowych. Lokuje je następnie w papiery wartościowe. Jest to model działania dużo bardziej ryzykowny, ale w korzystnych warunkach również znacznie bardziej intratny niż tradycyjna bankowość.
Obecny kryzys obnażył jednak jego słabości. Okazało się, że firmy z Wall Street były zbyt mocno przelewarowane - miały zbyt wiele pożyczonych pieniędzy w stosunku do kapitału własnego - i gdy kupione przez nie aktywa zaczęły tanieć, kapitały zaczęły zmierzać do zera. Lehman czy Merrill, które w dodatku miały sporo aktywów opartych na kredytach hipotecznych, znalazły się pod wodą. Goldman i Morgan przetrwały, ale straciły zaufanie i zaczęły mieć problemy z płynnością.
Teraz, już jako banki objęte nadzorem, Fed, Morgan i Goldman będą mogły ruszyć z działalnością depozytową i odbudować pozycję. Mogą tego dokonać np. przez przejmowanie mniejszych banków komercyjnych, których w USA są setki. - Bankowość depozytowa teraz króluje. Tylko w ten sposób da się zbudować masę krytyczną, żeby z niej robić potem większe pieniądze - wyrokuje David Hendler, analityk z nowojorskiej firmy CreditSights.
Japończycy łapią okazje
Ostatnio spekulowano, że Morgan zostanie przejęty przez bank Wachovia lub graczy z Chin. Ostatecznie zdecydował się jednak na alians z największym japońskim bankiem Mitsubishi UFJ Financial Group, który ma przejąć między 10 a 20 proc. akcji Morgana. Taki pakiet może kosztować około 6 mld USD. Po tej informacji akcje Morgana zyskały 10 proc. Kurs Goldmana wzrósł o 1 proc.
Zbankrutowany Lehman wyprzedaje tymczasem aktywa. Według informacji agencji Reutera, jego jednostki na terenie Azji ma przejąć inny japoński bank Nomura.