Do 2021 roku w Polsce miałaby powstać pierwsza elektrownia atomowa. Tymczasem o ile u nas kończy się na rozważaniach i dyskusjach, o tyle sąsiedzi nie próżnują. A jednocześnie w odległości 300 km od naszych granic pracuje już około dziesięciu takich elektrowni. I na tym nie koniec. Trwają przygotowania do budowy siłowni jądrowej w Okręgu
Kaliningradzkim. Takie same działania podejmują Litwa, Ukraina i Czechy. Słowacja podpisała w ostatnich dniach porozumienie z Francją, europejskim liderem w energetyce atomowej, w sprawie współpracy w tej dziedzinie. Nastawienie do energetyki atomowej zmieniają również Niemcy, którzy wcześniej zamierzali zamknąć wszystkie siłownie jądrowe do 2021 roku.
A u nas nadal dyskusje
Od dłuższego czasu mówi się, że najlepiej byłoby, gdyby Polska, zanim przystąpi do budowy elektrowni atomowej na swoim terytorium, wzięła najpierw udział we wspólnym przedsięwzięciu z którymś z sąsiadów. Dzięki temu nasz kraj zyskałby m.in. wykwalifikowaną i doświadczoną siłę roboczą, ponieważ na obecną chwilę inżynierów do spraw atomistyki u nas jak na lekarstwo.
Jako główny reprezentant naszego kraju do budowy elektrowni jądrowej wskazywana jest największa na rynku Polska Grupa Energetyczna. Miałaby ona zostać udziałowcem elektrowni, którą koło Ignaliny zbudować chce Litwa. Nasi sąsiedzi, wstępując do Unii Europejskiej, zgodzili się na wyłączenie już w przyszłym roku pracującej jeszcze w Ignalinie elektrowni ze względów ekologicznych. I chociaż Litwini negocjują z Brukselą opóźnienie tego terminu, to wiadomo, że nowa elektrownia jest im potrzebna jak najszybciej.