Wszyscy zapłacimy za niedostatek zielonej energii

Z Jarosławem Mroczkiem, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, rozmawia Bartłomiej Mayer

Aktualizacja: 26.02.2017 12:31 Publikacja: 23.09.2008 07:58

Panie Prezesie, wiele firm energetycznych, także zagranicznych, deklaruje chźć stawiania w Polsce farm wiatrowych. Czźsto jednak na deklaracjach siź kończy, a samych inwestycji jakoś nie widać. Dlaczego tak siź dzieje?

Prawdą jest to, że wiele silnych i znaczących podmiotów na rynku energetycznym, szczególnie tych z zagranicy, wyraża zainteresowanie energetyką wiatrową i chce inwestować w Polsce w farmy wiatraków. To są poważne zadania inwestycyjne związane z wydatkowaniem dużych kwot. Natomiast to, że w Polsce powstaje niewiele tego typu projektów, to nie jest wina tych, którzy chcą inwestować, ale raczej tych, którzy starają się te inwestycje powstrzymywać. Jest wiele formalnych przeszkód, które praktycznie uniemożliwiają realizację takich przedsięwzięć.

Co to za przeszkody?

Pierwsza podstawowa bariera to kwestia wydawania warunków przyłączenia do sieci elektroenergetycznej. Z jednej strony procedura prawna jest dziurawa, a z drugiej - moim zdaniem - wszystkie spółki energetyczne poczynając od PSE, a kończąc na spółkach dystrybucyjnych, są przeciwne przyłączaniu tego typu elektrowni.

Chyba prawo obliguje spółki energetyczne do przyłączenia każdego nowego producenta prądu do sieci.

Owszem, obliguje, ale jednocześnie daje tym spółkom takie narzędzia, dzięki którym mogą skutecznie blokować przyłączenie nowych producentów. Mogą np. wzywać pod najróżniejszymi pretekstami do uzupełnienia wniosku o przyłączenie do sieci - bo coś zaginęło, bo brakuje daty, bo potrzebny jest jeszcze jeden dokument. Ustawa nie wymienia bowiem literalnie dokumentów, które trzeba przedstawić, występując o przyłączenie, tylko mówi o tym, że trzeba np. udowodnić prawo do gruntu. I zawsze może się okazać, że przedstawiony dokument jest za słabym dowodem.

Ale jeśli to jest np. umowa dzierżawy...

Może się wówczas pojawić wątpliwość, czy umowa dzierżawy na 25 lat jest wystarczająca w danym przypadku. A wtedy można dociekać, czy w tej umowie jest klauzula pozwalająca ją przedłużyć na kolejny okres itd.

Jednak najprostszy sposób jest taki, że po prostu nie odpowiada się na wniosek. Przez pół roku lub przez rok. Mimo próśb, monitów itd. A nie ma w tym przypadku żadnej administracyjnej kary. Krótko mówiąc, system jest niewydolny, bo nie chroni jednoznacznie potencjalnych producentów.

Jak długo czeka siź przeciźtnie na przyłączenie do sieci?

Takich statystyk nie prowadzimy. Z rozmów z członkami stowarzyszenia wiem natomiast, że na warunki przyłączenia nierzadko czeka się ponad dwa lata. Na dokument, który - naszym zdaniem - powinien być wydany w ciągu trzech miesięcy.

Powiem więcej: znam takie przypadki, kiedy inwestor doczekał się w końcu wydania warunków przyłączenia i nawet podpisania umowy przyłączeniowej, ale dana spółka dystrybucyjna, strona umowy, nie dotrzymuje jej postanowień.

Energetyka wiatrowa jest tym odnawialnym źródłem energii, jakie może dać szansę wypełnienia przez Polskę własnego zobowiązania do odpowiedniego udziału energii elektrycznej produkowanej z odnawialnych źródeł w całości generowanej energii elektrycznej. Energetyka wiatrowa jest jednak niepopularna w świecie konwencjonalnej energetyki.

Dlaczego?

Bo jest trudną dziedziną. Wymaga zmian i wprowadzenia nowych rozwiązań w instrukcji ruchu i eksploatacji sieci. Wymaga pracy.

Jakie Pan widzi rozwiązanie tej sprawy?

Jedynym rozwiązaniem - moim zdaniem - jest wprowadzenie zmian w przepisach. Jest już wola polityczna na najwyższym szczeblu - prezydenta i premiera, ministrów i wiceministrów. Ale na niższych szczeblach ta wola zaczyna już słabnąć i się rozmywać.

Z tego, co Pan mówi, wynika, że najważniejszy problem to przyłączenie do sieci. W jaki sposób go rozwiązać?

Mamy na to doskonałe przykłady w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii. Jeśli pojawia się inwestor, który spełnia wszelkie wymogi i deklaruje, że chce w danym miejscu wybudować farmę wiatraków, to przed rozpoczęciem produkcji energTen obowiązek spada na spółkę dystrybucyjną lub przesyłową. Jeśli go nie spełni, to płaci inwestorowi za tę energię, której on nie mógł wyprodukować. Szczególnie restrykcyjnie jest to sankcjonowane w Niemczech. Można wprost adaptować takie rozwiązania prawne.

I wprowadzenie takiego rozwiązania państwo postulują?

Nie, my nie idziemy aż tak daleko. Mamy świadomość, że rozbudowa sieci kosztuje potężne pieniądze. Koszty takich inwestycji muszą rozkładać się sprawiedliwie na wszystkich odbiorców w kraju, a nie tylko na tych, gdzie potencjalnie można realizować nowe inwestycje. Dlatego nasze stowarzyszenie od dawna postuluje, by koszty te obniżać, korzystając z pieniędzy zgromadzonych przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, pochodzących z tzw. opłat zastępczych. Prawo energetyczne mówi, że podmioty niewywiązujące się z ustawowego obowiązku dotyczącego sprzedaży czystej energii, uiszczają tzw. opłaty zastępcze. Te pieniądze, a już w tej chwili na koncie jest ponad 800 mln zł, zgodnie z zapisami prawa energetycznego, powinny potem trafiać do inwestorów, którzy chcą budować odnawialne źródła energii. Ale my wolimy, żeby z tych pieniędzy budowano sieci elektroenergetyczne, służące przyłączaniu nowych odnawialnych źródeł. Brak bowiem wystarczająco silnej infrastruktury sieciowej jest kolejną, bodaj najpoważniejszą barierą rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce.

Proszę sobie wyobrazić, że przez ostatnie

18 lat spółka PSE Operator wybudowała zaledwie 300 km linii wysokiego napięcia! A to oznacza, że nie ma żadnych szans na przyłączenie nowo wybudowanych mocy produkcyjnych do Krajowego Systemu Elektroenergetycznego.

Może wyjściem byłoby to, że inwestorzy stawiający farmy wiatrowe budowaliby też linie?

Problem w tym, że polskie prawo na razie stanowi, że mogą to robić wyłącznie PSE i spółki dystrybucyjne. I te przepisy też trzeba zmienić. My chcemy móc zbudować te linie. Niech one będą potem dzierżawione przez spółki dystrybucyjne czy PSE Operatora, ale niech w końcu zaczną powstawać.

Czy zdarzyło siź, że duzi inwestorzy, np. zagraniczni, zabiegali o możliwości postawienia w Polsce farm wiatrowych, ale te przeszkody, o których Pan wspomniał, na tyle ich zniechźciły, że siź wycofali?

Tak, oczywiście. Było np. kilku takich amerykańskich inwestorów.

Jakie są łączne moce funkcjonujących już w Polsce elektrowni wiatrowych?

350 MW. Trzeba jednak zauważyć, że ponad 100 MW z tego to moce małych, niekomercyjnych elektrowni. Tak naprawdę moc profesjonalnych elektrowni wiatrowych w Polsce to 240-250 MW.

Jaka to czźść ogółu wytwarzanej w Polsce energii?

To śmieszna wielkość - poniżej 0,2 proc. W Niemczech ten odsetek sięga teraz 5 proc., w Hiszpanii - 10 proc., a np. w Danii - ponad 20 proc. Jesteśmy w ogonie Europy.

Na podstawie liczby rozpoczźtych już inwestycji można zapewne powiedzieć, jak w ciągu najbliższych lat zmieni siź ten odsetek energii wytwarzanej z odnawialnych ęródeł do ogółu produkowanego w Polsce prądu.

Z traktatu akcesyjnego Polski wynika, że w 2010 r. 7,5 proc. ogółu wytwarzanej w kraju energii elektrycznej pochodzić powinno ze źródeł odnawialnych. Po pewnych zmianach sposobu liczenia ta wielkość urosła do 10,4 proc. ogółu energii, ale liczonej w stosunku do energii dostarczanej do odbiorców końcowych. I jeśli nie wywiążemy się z tych zobowiązań, to będziemy jako kraj ponosić konsekwencje finansowe.

10 proc. to naprawdę dużo, szczególnie że teraz jesteśmy na poziomie 4,7 proc. (a zostały nam dwa lata!). Ponieważ w energetyce wodnej nie przybędzie nam nic lub niewiele, a produkcja energii elektrycznej (nie cieplnej) z biomasy

również nie wzrośnie, pozostaje energetyka wiatrowa.

Już dziś mogę powiedzieć, że do 2010 r. nie wypełnimy ciążących na nas obowiązków. Nie ma żadnej szansy na to, żeby w ciągu dwóch lat powstało wystarczająco dużo projektów. Musielibyśmy zwiększyć moce produkcyjne do około 2 tys. MW, czyliNie ma na to najmniejszej szansy! I wszyscy jako podatnicy za to zapłacimy.

Następnym problemem będzie realizacja kolejnych zobowiązań, związanych z rozwojem źródeł odnawialnych w UE. Według nich Polska powinna do 2020 r. ze źródeł odnawialnych wytwarzać 15 proc. tzw. energii pierwotnej. Jeśli wydzielimy z tego energię elektryczną, to okaże się, że ten odsetek powinien wynosić 22-23 proc. Szacujemy, że dla energetyki wiatrowej oznaczać to będzie konieczność postawienia farm o mocy 15-16 tys. MW. Jeśli przepisy i warunki funkcjonowania inwestorów będą się zmieniały tak wolno jak dotychczas, to również nie ma na to szans.

Dziękuję za rozmowę.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy