Wczoraj giełdy "odpoczywały" po pełnym emocji ubiegłym tygodniu. Najważniejsza wiadomość weekendu: ogłoszenie przez rząd USA planu pomocy dla banków - nie zelektryzowała inwestorów. Zgodnie z zasadą sprzedawania faktów gracze nie spieszyli się, by kupować akcje spółek z branży finansowej. Do spadków po obu stronach Atlantyku przyczyniła się także zwyżka na rynku ropy.
Giełdy azjatyckie, które pierwsze rozpoczynają giełdowy tydzień, notowały jeszcze wyniki co najmniej dobre. Indeks MSCI Asia Pacific zyskał 2,8 proc., prowadzony przez największe banki, takie jak australijski Macquarie Group i Mitshubishi UFJ Financial Group. Europa otworzyła się mniej więcej na zero, by potem stopniowo tracić. W końcu w Ameryce indeksy zaczęły od ponad procentowej zniżki, którą następnie sukcesywnie pogłębiały.
W Nowym Jorku bykom na podjęcie walki nie pozwoliły obawy o kondycję amerykańskich banków regionalnych. Inwestorzy najwyraźniej obawiają się, że pomoc federalna nie dosięgnie tej grupy podmiotów, a jeśli już - to system aukcji doprowadzi do kolejnego przeszacowania aktywów. Marshall & Ilsley Corp z Wisconsin stracił tuż po otwarciu 21 proc., Regions Financial Corp. z Alabamy -17 proc., inne banki regionalne tylko nieco mniej.
Na skutek wzrostu cen ropy taniały papiery firm branży motoryzacyjnej, przede wszystkim Forda. Z tego samego powodu zarówno w USA, jak i w Londynie, spadały kursy linii lotniczych. Traciły też akcje operatorów supermarketów. Jednocześnie być może to właśnie droższa ropa pomogła zamknąć się na plusie giełdom rosyjskim.
Spadki na rynkach rozwiniętych należy też w dużej mierze tłumaczyć chęcią realizacji zysków po najlepszej od dekad końcówce tygodnia. Po szaleństwie notowanym w ostatnich dniach indeks DJIA znów porusza się w paśmie 10 750-11 750 pkt, w którym tkwił przez całe lato. S&P 500 zaś znowu znalazł się w dobrze mu znajomym przedziale 1200-1300 pkt.