Zaczęło się już wtedy, gdy pękła bańka internetowa, po której nastąpiła obniżka stóp procentowych. Konsekwencją tego manewru było pojawienie się bańki na rynku nieruchomości i instrumentów finansowych. W ocenie ekspertów to właśnie jej pęknięcie bezpośrednio przyczyniło się do kryzysu.
Jeśli ktokolwiek myślał, że w 2010 roku, kiedy cały świat rósł, najgorsze mieliśmy za sobą, był w błędzie. To, co się dzieje w tej chwili – kryzys grecki, kłopoty z obsługą zadłużenia, jakie uwidaczniają się w innych krajach unijnych – wyraźnie świadczy o tym, że za dekady życia na kredyt przyjdzie nam jeszcze długo płacić.
Może warto to sobie uzmysłowić, gdy mija trzeci rok od upadku Lehman Brothers. 15 września 2008 roku jest datą graniczną. Wielu ekonomistów uważa, że choć symptomy kryzysu obserwowaliśmy już wcześniej, to prawdziwa eksplozja nastąpiła właśnie w pamiętny poniedziałek, po tym gdy w nocy naszego czasu amerykańscy bankierzy nie zdecydowali się na ratowanie banku.
Oczywiście obserwowany wówczas silny spadek indeksów giełdowych, taniejące w USA nieruchomości i zawirowania na rynku walut nie były wyłącznie spowodowane krachem Lehman Brothers. To był tylko sygnał, że nie będzie kilkumiesięcznej agonii. Jeśli ktoś nie radzi sobie na rynku, może go spotkać przykra niespodzianka. W kolejnych miesiącach zresztą wielu bankierów dotkliwie się o tym przekonało.
19 września 2008 roku, w pogarszającej się ogólnej globalnej sytuacji finansowej, Ministerstwo Skarbu USA podjęło w uzgodnieniu z Fedem działania stabilizacyjne dla szczególnie zadłużonych instytucji finansowych. Polegały one na stworzeniu planu wykupienia wszystkich długów za pomocą instytucji ustawowo powołanej specjalnie do tego celu. Koszt tego wykupienia szacowano na co najmniej 814 miliardów dolarów. Plan ten nazwany został planem Paulsona od nazwiska sekretarza skarbu, wieloletniego prezesa Goldman Sachs.