Zaskakujący dla ekonomistów okazał się zwłaszcza spadek PMI dla sektora usług w strefie euro. Według wstępnego odczytu wyniósł on we wrześniu 49,1 pkt, po raz pierwszy od dwóch lat poniżej bariery 50 pkt rozdzielającej wzrost od recesji. W sierpniu wynosił 51,5 pkt, a ekonomiści liczyli, że obniży się do 51 pkt. PMI dla przemysłu eurolandu poniżej kluczowej granicy znalazł się po raz drugi z rzędu (48,4 pkt), tymczasem to właśnie sektor przemysłowy, choć ma mniejszy udział w PKB niż usługi, wyciągał gospodarkę z ostatniej recesji.
Źle dzieje się również w przemyśle w Chinach. Spadek zamówień z USA i Europy sprawił, że zanotował on recesję już trzeci raz z rzędu.
Martin Enlund, ekonomista z Handelsbanken, ocenia, że dane wciąż jeszcze wskazują na niewielki wzrost PKB. Jednak ryzyko recesji jest poważniejsze. – Obserwujemy zbliżającą się w wolnym tempie katastrofę w strefie euro. Pogorszenie sytuacji kredytowej może oznaczać nową recesję jeszcze przed Bożym Narodzeniem, o ile rządy nie podejmą żadnych zdecydowanych działań – ocenia Enlund. – Nie ma wątpliwości, że ryzyko globalnej recesji znacznie wzrosło – wtóruje mu Jeavon Lolay, szef działu analiz z Lloyds Banking Group.
Indeksy PMI są z dużą uwagą śledzone przez inwestorów, bo ich zachowanie jest zbieżne z przebiegiem notowań indeksów akcji. Biorąc pod uwagę strefę euro, w czasie ostatniego kryzysu ich dołki – zarówno wskaźnika usługowego, jak i przemysłowego – wypadły na miesiąc przed rozpoczęciem fali wzrostowej na giełdach (w lutym 2009 r., rajd w górę paneuropejski indeks Stoxx 600 rozpoczął 10 marca 2009 r.). Od tego momentu, chociaż gospodarka strefy euro wciąż jeszcze tkwiła w recesji, PMI zanotowały ponad rok bardzo dynamicznego wzrostu, któremu towarzyszyła giełdowa hossa.
Ostatnie szczyty indeksy zanotowały z kolei w lutym (przemysł) i marcu (usługi) tego roku, podczas gdy spadki na parkietach w Europie zaczęły się w połowie lutego.