W najlepszym wypadku WIG20 do końca roku może zyskać 10-15 proc., nie więcej – prognozuje Peter Bodis, dyrektor inwestycyjny w Pioneer Pekao IM. Zastrzega, że jest to prognoza obarczona dużym ryzykiem. – Warunkiem spełnienia pozytywnego scenariusza jest poluzowanie polityki monetarnej przez Europejski Bank Centralny – dodaje.
W dół czy w górę?
– Co najmniej równie prawdopodobny jest spadek o 10 proc. – uważa Grzegorz Łętocha, dyrektor inwestycyjny w BPH TFI. – Efekt stycznia ulega ostatnio przyspieszeniu, w październiku i listopadzie akcje bywają sezonowo mocne, w grudniu już niekoniecznie. Jeszcze jakiś czas wyższe ceny mogą się utrzymać, pod koniec roku mogą jednak wrócić spadki.
Optymistą jest Jacek Grel, zarządzający w BZ?WBK TFI: – Wiele spółek jest bardzo nisko wycenianych. Już teraz można znaleźć takie, które mają bezpieczny bilans z niskim zadłużeniem, dużo gotówki, dyktują ceny na swoich rynkach oraz są efektywne kosztowo. Takie spółki poradzą sobie w trudniejszych warunkach, mogą wypłacić dywidendę lub skupić własne akcje (np. ostatnia propozycja KGHM). Jeżeli nie dojdzie do załamania w strefie euro, w średnim terminie powinniśmy zarobić relatywnie więcej na akcjach niż aktywach bezpiecznych – mówi Grel.
WIG20 i dług korporacyjny
Peter Bodis przestrzega przed przywiązywaniem obecnie dużej wagi do takich wskaźników jak cena/zysk czy cena/wartość księgowa. – Niskie wyceny nie są zapowiedzią odbicia na giełdzie. Tak naprawdę akcje będą tanie nawet przez kilka lat, do momentu nadejścia prawdziwego wzrostu gospodarczego – tłumaczy.
– Trend boczny, trwający na rynkach rozwiniętych już od 11 lat, utrzyma się przynajmniej do momentu rozpoczęcia kupowania obligacji państw strefy euro na dużą skalę przez EBC – uważa Bodis. Do tego czasu radzi inwestorom zapomnieć o podejściu „kup i trzymaj". – W nadchodzących miesiącach trzeba być elastycznym, wykorzystywać zmienność na rynkach. Na giełdach znacznie lepiej będzie się sprawdzała strategia kupowania na dołkach – mówi Bodis.