Od 1885 r. do 2005 r. każdy rok zakończony piątką indeks Dow Jones Industrial Average kończył wzrostem notowań. Sumaryczna stopa zwrotu z prostej strategii, polegającej na trzymaniu długiej pozycji tylko w tych konkretnych latach, wynosi aż 368 proc. 13 zyskownych transakcji z rzędu może być oczywiście zwykłym przypadkiem, ale gdy zestawimy ów przypadek z innymi rynkowymi anomaliami, jak cykl prezydencki, rajd św. Mikołaja czy efekty stycznia i weekendowy, okazuje się, że rynki giełdowe charakteryzują się ewidentnymi nieefektywnościami. Z punktu widzenia inwestora jest to bardzo dobra wiadomość. Identyfikacja takich anomalii i dopasowanie do nich strategii inwestycyjnej zwiększa szanse na pokonanie rynku w długim terminie.
Cykl prezydencki
Z historycznych statystyk wynika, że dobrą okazją do kupna amerykańskich akcji jest początek IV kwartału drugiego roku prezydentury. Z kolei sprzedaż papierów powinna nastąpić na koniec trzeciego roku urzędowania gospodarza Białego Domu. Od 1932 r. do 2012 r. pojawiło się 20 takich sygnałów kupna akcji i wszystkie okazały się zyskowne. Średnia stopa zwrotu indeksu S&P500 we wskazanym okresie wynosi aż 25,9 proc. Największy zysk wyniósł 47,9 proc., najniższy 1,8 proc., a mediana wyników to 28,7 proc. Ostatni raz, gdy strategia ta zawiodła inwestorów, przypadł na lata 1930–1931 r. Indeks S&P500 spadł wówczas o 50 proc. – Był to ostatni okres, w którym w USA ciągle jeszcze obowiązywał standard złota, zniesiony w 1933 r. przez prezydenta Roosevelta – wyjaśnia na swoim blogu Wojciech Białek, główny analityk CDM Pekao.
Zdaniem ekspertów fenomen cyklu prezydenckiego wynika z faktu, że urzędujący prezydent chce maksymalizować szanse na reelekcję lub wygraną innego kandydata jego partii. W tym celu za pomocą zależnej od Białego Domu Rezerwy Federalnej głowa w państwa manipuluje przebiegiem cyklu koniunkturalnego. Bank centralny stara się zmniejszyć bezrobocie, bo to właśnie od jego poziomu zależeć będzie poparcie dla prezydenta. A że giełda wyprzedza zmiany w realnej gospodarce o kilka miesięcy, to zwyżka cen akcji zaczyna się już pod koniec drugiego roku kadencji.
Dwa tygodnie temu rozpoczął się II kwartał trzeciego roku prezydentury Baracka Obamy, więc teoretycznie amerykańska giełda ma przed sobą jeszcze osiem i pół miesiąca zwyżek (na razie tegoroczny dorobek S&P500 to zaledwie 1,6 proc.). Optymistyczny scenariusz wzmacnia jeszcze fakt, że mamy również rok, który kończy się piątką, a więc kumulują się dwa silne efekty sezonowe.
Udany przełom roku
Inwestorzy preferujący krótszy czas trzymania akcji w portfelu powinni się przyjrzeć najbardziej znanym anomaliom – rajdowi św. Mikołaja oraz efektowi stycznia. Pierwszy oznacza minihossę w grudniu, która najczęściej tłumaczona jest zwiększeniem wydatków konsumentów w okresie przedświątecznym oraz tzw. strojeniem okienek przez fundusze inwestycyjne, których menedżerowie poprawiają swoje wyniki w celu otrzymania wyższej rocznej premii. Z drugim efektem sprawa jest bardziej skomplikowana. – W błędnym mniemaniu wielu inwestorów oraz medialnych komentatorów „efekt stycznia" oznacza zwyżki na giełdach, związane z przebudową portfeli i optymalizacją podatkową. W istocie jednak ów efekt, doskonale opisany zresztą w literaturze fachowej, polega na tym, że małe spółki w pierwszym miesiącu roku rosną szybciej lub spadają mniej niż spółki najcięższe – wyjaśnia Tomasz Symonowicz, jeden z blogerów serwisu Bossa.pl.