– Nie znamy niestety pełnej propozycji przepisów dotyczących ewentualnego podatku od transakcji finansowych, znamy tylko ogólne założenia, więc trudno oceniać, jaki wpływ może mieć taki podatek. Jednak nawet z tego, co już wiemy, wynika, że z pewnością obciążone nim byłyby transakcje giełdowe, a koszty na początku poniosłyby najprawdopodobniej strony transakcji. Zmniejszyłoby to obroty na GPW ze szkodą dla całego rynku. Ogólnie cała koncepcja wygląda na mocno niedopracowaną. Nie wiadomo np., jakim sposobem zostały wyliczone potencjalne dochody z tego podatku – wskazuje Marcin Materna, dyrektor departamentu analiz Millennium DM.
Kto zapłaci?
Według PiS nowy podatek miałby dać budżetowi około 1,5 mld zł. Zapłacić miałyby go instytucje finansowe (m.in. banki, domy maklerskie, TFI czy ubezpieczyciele), choć eksperci nie mają złudzeń, że koszt ten zostanie przerzucony także na klientów. – Każdy podatek obciąża ostatecznego klienta, czyli w przypadku rynku kapitałowego – inwestora indywidualnego, bo instytucjonalny pójdzie tam, gdzie takiego kosztu nie będzie. Ewentualny nowy podatek byłby kolejnym bardzo istotnym obciążeniem dla krajowych inwestorów, z jakim muszą się liczyć w najbliższych miesiącach – tym poważniejszym, że bezpośrednio uderzającym w płynność na rynku. Mógłby on ostatecznie zniechęcić wiele osób do inwestowania. Mam jednak nadzieję, że to tylko „kaczka polityczna" związana ze zbliżającymi się wyborami, o której wszyscy szybko zapomną – a najszybciej sami pomysłodawcy – mówi Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych.
Zdaniem Stanisława Kluzy, byłego przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, koszt podatku transakcyjnego zostanie rozłożony po części na instytucje, które mają go zapłacić, a po części na ich klientów. Nie to jest jednak najważniejsze. – Ważniejsze jest pytanie, jakie będzie on miał konsekwencje dla całego rynku. Na pewno będę to skutki fiskalne. Z drugiej strony istnieje jednak ryzyko, że podatek ten przełoży się na wolniejszy rozwój sektora finansowego. Praktyka pokazuje, że podatek od transakcji ma sens, jeśli jest wprowadzany wszędzie. Jeśli natomiast są kraje, w których tego podatku nie ma, istnieje niebezpieczeństwo, że kapitał będzie przepływał właśnie w kierunku takich miejsc – zaznacza Kluza. A takich wciąż jest wiele. Najlepszym przykładem jest Wielka Brytania, która wciąż opiera się wprowadzeniu u siebie podatku transakcyjnego.
[email protected]
Opinia
Paweł Tamborski, prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie
Obecnie należy się skoncentrować na wsparciu dla krajowego rynku kapitałowego, żeby dalej i w coraz większym stopniu był w stanie efektywnie finansować rozwój polskiej gospodarki. Propozycja obciążenia go tego typu podatkami nie będzie temu służyć. Należy się spodziewać, że podatek FTT obniży konkurencyjność polskiego rynku i w dalszej perspektywie spowoduje, że inwestorzy przeniosą się do krajów, w których ten podatek nie obowiązuje. Ryzyko to dotyczy nie tylko międzynarodowych inwestorów, dla których Polska jest jednym z wielu rynków, ale również polskich, którzy coraz częściej wychodzą za granicę i koszty transakcyjne mają dla nich znaczenie. Bazując na szacunkach Komisji Europejskiej, po wprowadzeniu FTT należy się liczyć z około 25-proc. spadkiem obrotów na rynku akcji i 80-proc. spadkiem na rynku derywatów, przy czym wpływ ten będzie mniejszy dla klientów stosujących strategie długoterminowe na rynku akcji (- 20 proc.), a większy na rynku derywatów i dla klientów stosujących strategie krótkoterminowe oraz animatorów rynku (50–90 proc.). Warto też przypomnieć, że w przeszłości wprowadzono w Polsce 0,2-proc. podatek od transakcji giełdowych i szybko się z niego wycofano, bo realne wpływy do budżetu były dramatycznie niższe, niż zakładano. Spowodowało to także duży spadek obrotów. Tym razem bardzo prawdopodobny jest taki sam scenariusz, że realne wpływy do budżetu z FTT będą niższe niż zakładane, a negatywne skutki dla rynku – znaczące. Jakkolwiek 11 z 28 krajów UE wprowadziło lub zastanawia się nad wprowadzeniem tego podatku, to najistotniejsze rynki – m.in. Wielka Brytania – odrzucają ten pomysł, co prawdopodobnie jeszcze bardziej umocni ich pozycję oraz spowoduje transfer kapitału i aktywności na te rynki oraz przyczyni się do zmarginalizowania polskiego rynku kapitałowego. PRT