Ryzyko recesji w największej gospodarce świata jest całkiem realne, biorąc pod uwagę malejącą produkcję przemysłową. – Na tę chwilę nie można jednoznacznie stwierdzić, czy za oceanem będzie recesja, czy też nie. Mimo słabnącego przemysłu amerykański konsument pozostaje silny. Widać to po PMI dla usług – wyraźnie powyżej 50 pkt. Różnica pomiędzy tym wskaźnikiem a PMI dla przemysłu jest teraz rekordowo wysoka. Nie wiadomo, która siła przeważy – ocenia Niedzielewski.
Jego zdaniem czytelnym sygnałem recesji będzie zmiana sytuacji na rynku pracy. – Jeżeli USA wchodzą w recesję, już w II kw. zaobserwujemy znaczny spadek zatrudnienia w prywatnym sektorze pozarolniczym – uważa.
Musi być gorzej, żeby później było lepiej
Co to oznacza dla rynków akcji? – Widać czytelne analogie pomiędzy notowaniami S&P 500 w 2011 r. a obecnie. Jeżeli w najbliższych dniach Wall Street nie pokaże siły, na co na razie się nie zanosi, główny indeks amerykańskiej giełdy może spaść do 1600 pkt, a więc o ok. 15 proc. od obecnych poziomów. Powinno to nastąpić szybko, jeszcze w I kw. I to przy założeniu, że jednak recesji w USA nie będzie – prognozuje Niedzielewski.
Ten scenariusz, choć niezbyt optymistyczny w krótkim terminie, nie jest taki zły w dłuższym. Gdyby analogia z sierpniem 2011 r. miała się sprawdzić, w perspektywie całego 2016 r. stopa zwrotu z S&P 500 może się okazać dodatnia.
Jeżeli chodzi o indeksy na GPW, trudno sobie wyobrazić, żeby mogły rosnąć, gdy amerykańskie będą spadać. Niewątpliwie jednak będą to mniejsze spadki – bessa na warszawskim parkiecie trwa już od połowy ub.r. – Zakładamy, że 2016 r. może przynieść koniec trendu spadkowego na GPW. Głównym czynnikiem ryzyka pozostaje ostateczny kształt tzw. ustawy frankowej. Gdyby miała się okazać łagodniejsza od przedstawionej przez prezydenta, możemy się spodziewać zdecydowanego odreagowania notowań banków – przyjmuje Niedzielewski.