Nie zmienia to jednak faktu, że od początku roku kurs baryłki WTI podskoczył o ponad 20 proc. Obecnie trzeba płacić około 45 dolarów. – Spadkowe odreagowanie cen ropy naftowej w ostatnich dniach miało swoje uzasadnienie techniczne, ale nie tylko. Inwestorzy zwrócili bowiem uwagę na sygnały mniejszego popytu na ropę z krajów azjatyckich. Może to wynikać ze spowolnienia gospodarczego m.in. w Chinach, ale jest to także naturalna konsekwencja zwiększonych zakupów ropy naftowej w Azji w ostatnim roku. Chcąc wykorzystać niskie ceny surowca, kraje tego kontynentu, z Chinami na czele, importowały duże ilości ropy naftowej, przeznaczając je częściowo na powiększenie rezerw. Dodatkowo w Stanach Zjednoczonych w minionym tygodniu po raz kolejny wzrosła liczba funkcjonujących wiertni – zauważa Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ.
Mimo ostatnich spadków eksperci wierzą jednak, że jest to tylko chwilowa słabość ropy. Pozytywnie do surowców nastawieni są m.in. analitycy Citigroup. – Spodziewamy się, że ceny ropy będą rosły w 2017 r. wraz z dalszym równoważeniem rynku i cięciem produkcji w krajach niewchodzących w skład OPEC – twierdzą.
Pozytywnie do ropy nastawiona jest także Sierakowska, chociaż nie wyklucza, że w krótkim terminie możliwa jest kontynuacja spadków. – Długoterminowa sytuacja na rynku ropy naftowej się zmienia, co sprzyja popytowi. Jednak w krótkoterminowej perspektywie notowania tego surowca są narażone na głębszą spadkową korektę, zwłaszcza po pokonaniu wsparcia na poziomie 46 dolarów za baryłkę – prognozuje ekspertka DM BOŚ.