– Bardzo dobre lipcowe dane o zatrudnieniu błyskawicznie wyniosły Wall Street w okolice szczytów, mimo że wskaźniki kondycji rynku pracy Fedu pozostawiają wiele do życzenia. Spodziewam się, że Rezerwa Federalna podniesie w tym roku stopy procentowe najwyżej raz, a i to nie jest pewne – wyjaśnia ekspert. Kontrakty terminowe sygnalizują, że tegoroczna podwyżka nastąpi dopiero w grudniu. Tyle, jeśli chodzi o pozytywy. Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest to, co dla kondycji giełdy powinno być najważniejsze, czyli wyniki finansowe spółek. Tutaj już tak kolorowo nie jest. Analitycy ankietowani przez agencję Bloomberg szacują , że w II kwartale zyski firm ze S&P500 spadły o 5,6 proc. w ujęciu rocznym. Jeśli obawy się zmaterializują (sezon wyników dopiero się rozkręca), będzie to już piąty spadkowy kwartał z rzędu i zarazem najdłuższa tego typu seria od czasu wybuchu kryzysu finansowego. W takich okolicznościach „jakość" kolejnych rekordów na Wall Street może budzić uzasadnione obawy. – Najmocniej mają spadać zyski sektora energetycznego, bo aż o 77 proc. Skurczyć mają się wyniki w sektorze materiałowym, finansowym, IT, dóbr luksusowych i przemyśle. Sytuacja na szerokim rynku jest po prostu nie najlepsza – podkreśla Adamkiewicz. Zyski spółek z Wall Street spadają, a zarazem wyceny mnożnikowe są wyjątkowo wysokie. W lipcu, po raz pierwszy od 2009 r., wskaźnik C/Z (cena do zysku) dla S&P500 przekroczył 20. To oznacza, iż przyjmując teoretyczne założenie, że zyski spółek w najbliższych latach się nie zmienią, inwestycja zwróciłaby się dopiero po 20 latach.