Teoretycznie mogłoby to stać się w 2010 r., ale tylko pod warunkiem, że tempo ożywienia gospodarczego będzie zaskakiwało. Ale tak się raczej nie stanie, bowiem prędzej czy później stopy procentowe w USA i strefie euro – ale także w Polsce - będą musiały pójść w górę. To prawda, że zagrożenie inflacyjne obecnie w zasadzie nie istnieje, ponieważ wykorzystanie mocy produkcyjnych jest niskie – około 70 proc. Dodatkowo, istnieje ujemna presja na płace, zwłaszcza z zachodniej Europie i w Stanach, co sprawia, że wciąż bardziej realnym problemem wydaje się deflacja. Ale rynki funkcjonują na podstawie oczekiwań, co się zdarzy w perspektywie kilku lat. Gdy w II połowie 2010 r. stopy zaczną iść w górę, rynki zaczną to dyskontować.
Ponadto spodziewam się, że będziemy mieli do czynienia z drugą falą problemów na amerykańskim rynku nieruchomości. Pierwsza dotyczyła najmniej wiarygodnych kredytobiorców (subprime), a druga będzie skoncentrowana na klasie średniej. Problemem są tzw. opcjonalne ARM-y (option Adjustable Rate Mortgage), czyli kredyty hipoteczne o zmiennych oprocentowaniu, które w pierwszych latach oferują atrakcyjne warunki spłaty (np. pozwalają na spłacanie samych odsetek – przyp. red). W przypadku kredytów subprime na ogół chodziło o pierwsze dwa lata, natomiast w przypadku kredytów dla klasy średniej jest to często pięć lat. Dla kredytów przyznawanych w szczycie nieruchomościowej hossy, okres ten będzie wygasał jesienią 2010 r. i przez cały 2011 r. Banki będą miały w efekcie nowe problemy z bilansami i będą musiały uzupełnić kapitały, co spowoduje nowe wstrząsy na amerykańskiej giełdzie. Inne rynki poruszają się z nią w tandemie, więc je także obejmie przecena, nawet jeśli warunki gospodarcze będą tam lepsze.
[b]Nie tylko rynek akcji wydaje się obecnie zależny od rządowych wydatków stymulacyjnych i luźnej polityki monetarnej. Czy inne aktywa również czeka przecena w chwili, gdy rządy zaczną wycofywać te bodźce?[/b]
Wszystkie aktywa uważane za ryzykowne, tzn. akcje, niektóre surowce, np. ropę naftową i metale, a także waluty takie jak dolar australijski, turecka lira i południowoafrykański rand, czeka począwszy od III kwartału przecena. Jednak nie będzie to tak gwałtowne załamanie jak po upadku banku Lehman Brothers w połowie września 2008 r., ponieważ płynność w systemie kredytowym jest obecnie wysoka.
[b]Bardzo podatny na przecenę wydaje się też rynek obligacji skarbowych. Prowadzona obecnie polityka pieniężna pozwala bankom komercyjnym zaciągać tanie pożyczki w banku centralnym i lokować ten kapitał w obligacje rządowe. To gwarantuje popyt na te papiery w czasie ich rekordowych emisji. Co się stanie, gdy stopy procentowe zaczną iść w górę?[/b]
To prawda. Banki mogą obecnie pożyczać przy stopie 0,5 proc. i inwestować w obligacje o rentowności 2,5 proc., co jest niezłym interesem. W ten sposób banki centralne rozwiązują za jednym razem dwa problemy: rekapitalizują sektor bankowy, jednocześnie pomagając rządom sprzedać obligacje. To jest właśnie jeden z powodów – oprócz chęci uniknięcia zawirowań na rynku nieruchomości – dla których główne banki centralne ociągają się z sygnalizowaniem jakichkolwiek podwyżek stóp procentowych i utrzymają je na niskim poziomie zapewne jeszcze przez cały 2011 r. Uważam, że zwijanie polityki stymulacyjnej i przyzwyczajanie rynków do tego nowego reżimu będzie znacznie wolniejszym procesem, niż się powszechnie oczekuje.