Deficyt budżetowy wzrósł niemal trzykrotnie i prawdopodobnie przekroczył 8 proc. PKB. Dług publiczny wynosi zaś ponad 80 proc. i do 2011 roku może wzrosnąć do 92,4 proc. PKB. To oczywiście bardzo kiepskie dane, ale w porównaniu z Grecją czy Irlandią nienajgorsze. Portugalia odstaje co prawda pod względem wskaźników gospodarczych od bardziej rozwiniętych krajów Unii, ale nie można na razie mówić, że grozi jej w najbliższym czasie poważne załamanie finansowe.
Rynki nie wpadają więc w panikę. Różnica w rentowności pomiędzy portugalskimi a niemieckimi obligacjami dziesięcioletnimi utrzymuje się w ostatnich tygodniach w okolicach 70 punktów.
Nad Portugalią zbierają się jednak powoli burzowe chmury. W grudniu agencja Standard & Poor’s obniżyła perspektywę ratingu kredytowego do „negatywnej”, ze „stabilnej”. Kraj ten może więc w ciągu 12–18 miesięcy stracić (i tak raczej niski jak na strefę euro) rating A+. Podobnych obniżek perspektyw dokonały zeszłej jesieni również konkurencyjne agencje ratingowe Fitch i Moody’s.
Choć Portugalia wyszła z recesji już w II kwartale 2009 r., wzrost gospodarczy w 2010 r. najprawdopodobniej będzie słaby. Ekonomiści nie wykluczają nawet pojedynczych kwartałów spadku PKB. Zwłaszcza, że załamanie gospodarcze w Hiszpanii uderza w portugalskich eksporterów. Problemem dla gospodarki będzie również niestabilna sytuacja polityczna.
We wrześniu 2009 r. Partii Socjalistycznej udało się wygrać wybory parlamentarne, ale nie zdołała ona stworzyć stabilnego, większościowego rządu. Obecny gabinet chce zmniejszać wydatki budżetowe (w tym na cele socjalne), lecz twardy opór opozycji nie pozwala mu zrealizować tych planów. Fiasko przeprowadzenia fiskalnej konsolidacji mogłoby zostać źle przyjęte przez rynki. Inwestorzy zaczęliby coraz częściej łączyć stosunkowo umiarkowane kłopoty Portugalii z o wiele poważniejszymi problemami Grecji, Irlandii czy Hiszpanii.