Chińskie fabryki, w tym również zakłady należące do wielkich zagranicznych koncernów, podnoszą płace robotników nawet o 7o proc. Zostały one do tego zmuszone przez falę strajków, która dotknęła m.in. zakłady Toyoty, Hondy oraz Foxconnu, jednego z największych na świecie producentów elektroniki (protesty w Foxconnie poprzedzała seria samobójstw pracowników).
W ślad za pracodawcami idą władze lokalne i podnoszą płace minimalne. Rosną również inne koszty produkcji – ceny energii, wody, gazu, opłaty gruntowe. Rząd zaostrza prawo pracy i normy ekologiczne. Wielu przedsiębiorców obawia się, że ucierpią przez to ich interesy oraz status Chin jako największego światowego eksportera.
[srodtytul]Tanio było wczoraj[/srodtytul]
– Jesteśmy zaniepokojeni rosnącymi kosztami oraz tym, jak bardzo zaszkodzą one eksporterom – skarży się Jimmy Kwok, dyrektor zarządzający w działającej w Szenzen spółce Rambo Chemicals.Malejącą przewagę konkurencyjną Chin dostrzegają również analitycy. Podkreślają oni, że na niekorzyść kraju działa obecnie niż demograficzny.
„Napływ siły roboczej maleje, a koszty pracy rosną, co oznacza, że zanika czynnik, który zrobił z Chin kontynentalnych fabrykę świata. To oznacza również, że pogarsza się środowisko operacyjne dla przemysłu przetwórczego, zdominowanego przez spółki korzystające z inwestycji zagranicznych. Niektóre z tych firm, by zmniejszyć koszty, zaczną produkować w głębi Chin, inne przeniosą produkcję do innych krajów rozwijających się” – napisała Joanne Yim, główna ekonomistka Hang Seng Banku.