Od 20 kwietnia, czyli będącej początkiem wycieku eksplozji na platformie Deepwater Horizon, papiery koncernu staniały już o około 48 proc. Ponad 2 mld USD przeznaczone na walkę z wyciekiem i mocny spadek cen akcji to niejedyny koszt tej katastrofy dla BP. Koncern porozumiał się w zeszłym tygodniu z rządem USA w sprawie utworzenia funduszu odszkodowawczego wartego 20 mld USD. Możliwe, że ta kwota zostanie w przyszłości zwiększona.

Rosnące koszty wycieku w Zatoce Meksykańskiej wpłyną również na działalność spółki w innych miejscach świata. BP zapowiedziała już, że sprzeda część swoich aktywów. Ta deklaracja wywoła niepokój w Rosji, gdzie TNK-BP (spółka joint venture BP oraz kilku rosyjskich oligarchów) wypracowuje dla BP jedną czwartą przychodów tego koncernu. Według dziennika „Financial Times” prezes BP Tony Hayward w ciągu dwóch tygodni poleci do Rosji, by razem z rosyjskim prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem omówić przyszłość interesów BP w tym kraju.

Koncern BP najprawdopodobniej nie poniósłby takich kosztów, gdyby nie jego zaniedbania. Tyron Benton, pracownik platformy Deepwater Horizon, który przeżył katastrofę na niej, ujawnił w telewizji BBC, że na kilka tygodni przez eksplozją na platformie wykrył przeciek w urządzeniu BOP, które pozwalało zamknąć odwiert, gdyby doszło do wypadku. Powiadomił o tym BP oraz firmę Transocean, współwłaścicieli platformy. Część, w której doszło do usterki, nie została naprawiona. Jedynie ją wówczas wyłączono. Gdyby BOP działało prawidłowo, najprawdopodobniej wyciek zostałby szybko powstrzymany.

Tymczasem wewnętrzny dokument BP wskazuje, że z odwiertu wydostaje się do Zatoki Meksykańskiej 100 tys. baryłek ropy dziennie. Niedawne rządowe szacunki mówiły, że przedostaje się tam 60 tys. baryłek dziennie. Pierwotnie BP mówiło zaś o 1 tys. baryłek dziennie.