– Niewiele brakuje do ponownego załamania rynku międzybankowego – powiedział w wywiadzie prasowym Frisell, który wchodzi też w skład Bazylejskiego Komitetu Nadzoru Bankowego. – Nie ma jeszcze poważnego zagrożenia w tej chwili, ale wygląda na to, że bardzo łatwo możemy się znaleźć w sytuacji, kiedy wszystko będzie zamrożone – dodał.
Po kryzysie z 2008 r. szwedzki bank centralny nalega na tamtejsze instytucje finansowe, by zapewniły sobie bardziej trwałe, długoterminowe źródła finansowania. Po bankructwie Lehman Brothers szwedzki bank przeznaczył 30 mld USD na przywrócenie płynności na tamtejszym rynku, bo szwedzkie banki nie miały skąd pożyczać dolary, by spłacić krótkoterminowe kredyty w tej walucie.
Teraz płynność jest bez porównania lepsza, ale zdaniem Frisella, nadal banki muszą wydłużać terminy zapadalności swoich zobowiązań, zwłaszcza dolarowych. Największe szwedzkie banki wprawdzie pomyślnie przeszły stress testy przeprowadzone w Unii Europejskiej, ale inwestorzy nie darzą ich nadmiernym zaufaniem. Akcje Nordea spadły w tym roku o 19 proc., SEB o 29 , a Handelsbanken o 17 proc.