Francusko-niemiecki spór dotyczący sposobu wzmocnienia Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF) niepokoi rynki. Wczoraj akcje na większości europejskich giełd traciły na wartości, a rentowność obligacji państw z peryferii strefy euro (z wyjątkiem Grecji) rosła. – Jeżeli nie znajdziemy rozwiązania do niedzieli, wszystko się zawali – miał powiedzieć – według dziennika „The Daily Telegraph" – francuski prezydent Nicolas Sarkozy do swoich doradców. Wczoraj wieczorem okazało się, że niedzielny szczyt niczego nie załatwi. Kolejny zwołano na środę.
Niemiecki upór
Francois Baroin, francuski minister finansów, potwierdza, że jego kraj spiera się z Berlinem o sposób ratowania strefy euro. Francja chce zlewarowania Funduszu za pomocą środków?z Europejskiego Banku Centralnego. EFSF działałby wówczas podobnie jak bank. Pożyczałby z EBC pieniądze na swoją działalność pod zastaw emitowanych przez siebie obligacji, gwarantowanych przez państwa członkowskie strefy euro.
Sprzeciwiają się temu jednak Niemcy i EBC. Ich zdaniem EFSF zamiast tego powinien gwarantować część (20–30 proc.) obligacji państw strefy euro znajdujących się pod presją rynków. Paryż obawia się jednak, że taki scenariusz doprowadziłby do zwiększenia ciężaru ratowania strefy euro i konsekwencją byłoby prawdopodobnie pozbawienie Francji najwyższego ratingu AAA.
Analitycy bardzo krytycznie oceniają plan forsowany przez Berlin. – Doprowadzi on do dalszego pogorszenia nas-trojów na rynkach. Ubezpieczenie jedynie 20 proc. obligacji nie sprawi, że inwestorzy zaczną lepiej traktować dług państw z peryferii strefy euro. Takie rozwiązanie można porównać do polisy, która wystarczy do ubezpieczenia jedynie frontowych drzwi, zamiast całego domu – twierdzi Jacques Cailloux, główny europejski ekonomista Royal Bank of Scot-land.
Nowe zadania
Wstępny projekt dalszego wzmocnienia EFSF przygotowany przez ekspertów Komisji Europejskiej, EBC i rządów państw strefy euro przewiduje, że instytucja ta będzie mogła udzielać państwom eurolandu zagrożonym kryzysem zadłużeniowym prewencyjnych linii kredytowych wynoszących do 10 proc. ich PKB. (10 proc. PKB Włoch to około 150 mld euro.) Ten pomysł budzi już duże kontrowersje.