Adam Antoniak, starszy ekonomista Banku BPH
Czy czwartkowy szczyt stanowi przełom w rozwiązaniu kryzysu zadłużenia strefy euro?
W końcu udało się dojść do porozumienia. Od strony politycznej mamy do czynienia z przełomem. Zażegnanie kryzysu w kategoriach ekonomicznych będzie jednak długotrwałym procesem, dla którego zostały wypracowane jedynie pewne ramy. Teraz musimy poczekać na konkretne rozwiązania.
Mówi się o obniżeniu długu publicznego Grecji do 120 proc. PKB do 2020 r. To wciąż nie jest przecież zdrowy poziom dla gospodarki.
To dyskusyjne, czy taka redukcja długu wystarczy do ustabilizowania finansów publicznych. Powstaje pytanie, czy Grecja będzie w stanie poradzić sobie z takim zredukowanym, lecz wciąż znacznym, poziomem zadłużenia. To będzie zależało od tego, czy Helladzie uda się odzyskać zaufanie inwestorów i czy koszt obsługi długu po rynkowych stawkach nie będzie w przyszłości zbyt wysoki. Kolejna sprawa to wpływ przywracania równowagi w budżecie na sytuację gospodarczą Grecji. Na razie skutki cięć wydatków i podwyżek podatków są dość opłakane, kraj boryka się z recesją. Jeżeli nie będzie w stanie wrócić na ścieżkę wzrostu gospodarczego, nie poradzi sobie z zadłużeniem.
Co wtedy?
UE będzie się prawdopodobnie decydować na kolejne programy pomocy, a być może będzie konieczna kolejna restrukturyzacja zadłużenia. Wyjście ze strefy euro mogłoby się okazać dobrym rozwiązaniem dla Grecji, jednak jest bardzo niebezpieczne z punktu widzenia jedności unii monetarnej. Po wystąpieniu jednego z państw zaraz pojawiłyby się spekulacje, kto będzie następny. JAM
James Shugg, ekonomista z Westpac Banking Corp.
Czy porozumienie zawarte na unijnym szczycie długo przetrwa?
Myślę, że utrzyma się przez kilka miesięcy, a potem znów będzie musiało zostać zmodyfikowane. Rynki jednak się cieszą, bo w ostatnich dniach oczekiwania co do wyników unijnego szczytu były niewielkie i jakikolwiek rezultat zadowoliłby inwestorów.
Dlaczego oferowana pomoc już wkrótce okaże się niewystarczająca?
Obawiam się, że strefa euro zmierza w stronę recesji, a w takich warunkach przeprowadzanie konsolidacji fiskalnej jest bardzo trud- ne. Może się więc okazać, że za jakiś czas Portugalia, a nawet Irlandia zażądają redukcji swojego długu, podobnie jak ma to być zrobione w przypadku Grecji. Innym źródłem moich obaw jest to, że komunikat ze szczytu niemal nic nie mówi o roli Europejskiego Banku Centralnego w ratowaniu strefy euro. Jest to instytucja, która posiada wystarczające zasoby, by wspomóc Europejski Fundusz Stabilności Finansowej, a mimo to pozostaje ona nietknięta. Przecież zamiast bawić się w tworzenie specjalnych wehikułów inwestycyjnych i zbieranie pieniędzy od inwestorów z rynków wschodzących, można skorzystać z zasobów EBC. Tak się nie dzieje jednak z powodu sprzeciwu Niemiec obawiających się, że takie rozwiązanie prowadziłoby do przyspieszenia inflacji.
Czy system gwarancji dla części długu państw strefy euro może zaszkodzić europejskiemu rynkowi obligacji?
Na pewno wyróżni on niektóre obligacje kosztem innych. To już jednak drugorzędna sprawa w porównaniu z niewykorzystaniem potencjału EBC. hk
Paolo Pizzoli, starszy ekonomista, ING w Mediolanie
Trudno ocenić, czy zadeklarowana kwota biliona euro okaże się wystarczająca, żeby podźwignąć strefę euro. Wszystko będzie zależało od tego, jak kraje nadmiernie zadłużone będą sobie same radziły z redukcją długu publicznego i na ile będą faktycznie musiały korzystać z pieniędzy EFSF. Generalnie czwartkowe porozumienie jest na pewno krokiem w dobrym kierunku, choć wiele kwestii wciąż pozostaje nierozwiązanych. Można liczyć na to, że pomoc krajom nadmiernie zadłużonym będzie miała charakter skoordynowany, a nie doraźny, tak jak dotychczas. Konsensus w sprawie zdecydowanego obcięcia długów Grecji pozwala mieć nadzieję na wypracowanie wieloletniego programu wyciągnięcia peryferiów Europy z problemów. Realizacja kolejnych etapów takiego programu będzie prawdopodobnie uzależniona od tego, jak zadłużone państwa będą się wywiązywały ze swoich zobowiązań i obietnic. W tym sensie zadłużenie strefy euro, przy okazji wdrażania kolejnych etapów programu, może w dalszym ciągu wywoływać skrajne emocje na rynkach. JAM
Daniel Ścigała, Szef Departamentu Private Banking, BNP Paribas
Obecnie problemem greckich banków jest to, że nie posiadają pewnego dostępu do kapitału ze źródeł rynkowych. Od 2010 r. akcjonariusze ponieśli duże straty finansowe w wyniku rozwodnienia kapitału w związku z emisjami akcji banków potrzebujących ogromnych pieniędzy. Kolejne emisje dla sektora prywatnego mogą się spotkać z brakiem zainteresowania inwestorów. W przypadku greckiego sektora bankowego może to oznaczać nacjonalizację największych instytucji kredytowych. Zakładając, że zgodnie z ustaleniami szczytu poza odpisami z tytułu restrukturyzacji długu Grecji banki europejskie zostaną zobligowane do podniesienia współczyn- nika wypłacalności do 9 proc., wymóg ten spowoduje dodatkowe obciążenie dla greckich instytucji, tym samym podnosząc szansę na przejęcie kontroli nad nimi przez rząd. Obecne zapotrzebowanie na kapitał greckiego sektora bankowego szacowane jest na ponad 31 mld euro, z czego 16 mld euro może być potrzebne do podniesienia kapitałów własnych, a pozostałe 15 mld euro może posłużyć jako rezerwa na kredyty zagrożone. PRT
Andrzej Sadowski, wiceprezydent, Centrum im. Adama Smitha
Mamy do czynienia z sytuacją, która wciąż nie gwarantuje jakiejkolwiek stabilizacji i przewidywalności. Na ostatnim szczycie kraje Unii Europejskiej tak naprawdę przyznały definitywnie, że Grecja jest niewypłacalna. Zaakceptowały biernie fakt, że 100 mld euro nie zostanie spłaconych – to nie żaden plan, tylko przyjęcie do wiadomości, że Grecja pieniędzy nie odda. Pytanie, na ile kwota środków nie do odzyskania jeszcze urośnie. Kraje UE dopuściły do sytuacji, która dawniej wydawała się niemożliwa – na papierach dłużnych ich rządów inwestorzy będą tracić. Teraz każdy inwestor będzie próbował ratować się z opresji na własną rękę, bo nie ma żadnych sprawdzonych modeli w tym zakresie. Bez wątpienia ta sytuacja będzie miała konsekwencje dla rynków kapitałowych w skali globalnej. Na giełdach będą większe wahania, ponieważ inwestorzy będą próbowali odrobić część strat poniesionych na innych rynkach. Można się więc spodziewać większej liczby krótkoterminowych transakcji o spekulacyjnym charakterze. AR