Niektórzy z ojców-założycieli mogą podczas IPO sprzedać dużo więcej akcji, niż wcześniej planowano. A rosnąca popularność Facebooka na urządzeniach mobilnych może, przynajmniej czasowo, ograniczyć przychody firmy.
Choć żaden z tych argumentów nie ogranicza definitywnie potencjału Facebooka jako wielkiej platformy reklamowej, każdy z nich sugeruje, by inwestorzy zachowali ostrożność.
Rozważmy przykład GM. Koncern nigdy nie wydawał wielkich pieniędzy na reklamę na Facebooku. W 2011 r. było to zaledwie 10 mln USD z całego budżetu reklamowego, który wynosił 1,8 mld USD. A wyniki też trudno uznać za obiecujące. Fani strony GM na Facebooku wpisywali się między innymi w związku z prima aprilis, co trudno uznać za najlepszą reklamę sprzedaży samochodów.
GM w pewnym momencie będzie zapewne musiał przeprosić się z Facebookiem. Biorąc pod uwagę, że blisko 13 proc. populacji świata jest aktywnymi użytkownikami portalu, nie można go zignorować. Ten mariaż nie będzie jednak łatwy. „Społecznościowe" reklamy to nowa koncepcja, której wszyscy muszą się nauczyć. Ford, dla przykładu, jest bardzo zadowolony ze swoich osiągnięć na Facebooku. To pokazuje, że przychody portalu mogą podlegać znacznym wahaniom, a co za tym idzie, także i ceny akcji.
Wysoki popyt inwestorów sugeruje, że wycena firmy może jeszcze wzrosnąć, kiedy akcje w piątek wejdą na giełdę. Przy, powiedzmy, 115 mld USD Facebook będzie wyceniany na 42-krotność zysków w 2013 r. Oznacza to, że firma powinna w ciągu najbliższych dwóch lat zwiększać zyski w tempie 65 proc. rocznie, tak jak w 2011 r.