Dealing-roomy banków Goldman Sachs i JP Morgan Chase, które pomagały Morganowi Stanleyowi organizować emisję akcji Facebooka, pożyczały je funduszom hedgingowym grającym na spadek ich kursu, twierdzą ludzie znający sytuację. – Generalnie, na Wall Street nie brakuje konfliktów interesów, a te są często opłacalne – powiedział Daylian Cain, profesor etyki biznesu w Yale School of Management.
W ramach tzw. krótkiej sprzedaży inwestorzy sprzedają pożyczone akcje, zakładając, że będą je mogli potem odkupić po niższej cenie i zaksięgować zysk wynikający z tej różnicy. Akcje Facebooka w czwartek przed debiutem zostały wycenione na 38 USD. Dzięki wsparciu Morgana Stanleya w piątek utrzymały się powyżej tego poziomu. W poniedziałek potaniały jednak o 11 proc. i o kolejne 8,9 proc. we wtorek, dając możliwość zarobku posiadaczom krótkich pozycji.
W dniu debiutu przynajmniej 25 proc. wolumenu obrotów akcjami Facebooka miało związek z krótką sprzedażą, wynika z danych giełdowych. W poniedziałek odsetek ten spadł do 16 proc., ale we wtorek znów wzrósł do 20. W środę krótka sprzedaż odpowiadała za co najmniej 36 proc. obrotów.
Krótka sprzedaż akcji debiutującej spółki jest trudniejsza niż walorów innych firm. Dopóki zakupione w ofercie akcje nie zostaną rozliczone i zapisane na rachunkach inwestorów, dysponują nimi jedynie gwaranci emisji. W przypadku Facebooka akcje pojawiły się na kontach inwestorów po zamknięciu wtorkowej sesji.
Już w piątek jednak w domu maklerskim Morgan Stanley, który jest niezależny od działu banku odpowiadającego za IPO Facebooka, rozdzwoniły się telefony od funduszy hedgingowych, chcących pożyczyć akcje portalu. Dom maklerski odmawiał, tłumacząc, że nie zwykł pożyczać akcji spółek, których emisję bank organizował. – Kogo próbujecie chronić? – krzyczał jeden z zarządzających funduszami hedgingowymi do bankiera, kiedy akcje Facebooka zaczęły spadać. – Przecież możemy pożyczyć te akcje skądinąd.