Dramatyczny spadek rynkowej wartości Sony, do 1 bln jenów (niespełna 45 mld zł), to symbol schyłku japońskiej branży elektronicznej. Spółka, która zasłynęła m.in. z pierwszych przenośnych odtwarzaczy kaset i CD oraz kamer, dziś nie nadąża za zagranicznymi konkurentami, jak Apple i Samsung. Od czterech lat nieprzerwanie notuje straty, z których rekordowa była ubiegłoroczna: 457 mld jenów (20,5 mld zł). Jej dział produkcji telewizorów jest nierentowny od ośmiu lat.

Nowy prezes Sony Kazuo Hirai realizuje ambitny plan naprawczy, ale inwestorzy najwyraźniej nie mają do niego zaufania. Od początku kwietnia, gdy objął on stery spółki, jej akcje potaniały o ponad 40 proc. – Jen jest dziś zdecydowanie silniejszy niż był kilka miesięcy temu, gdy plan został ogłoszony. Reformy w Sony mogą się opóźnić, jeśli kurs jena utrzyma się na dzisiejszym poziomie – tłumaczy Keita Wakabayashi, analityk z domu maklerskiego Mito Securities.

W bieżącym kwartale jen, uważany przez inwestorów za bezpieczną przystań na  okres zawirowań, umocnił się wobec euro o 13,2 proc., a wobec dolara o 5,7 proc. Takiej aprecjacji nie doświadczyła żadna inna spośród 36 głównych walut. Zdaniem analityków to jedna z przyczyn, dla których przecena na japońskiej giełdzie w ostatnich miesiącach była głębsza niż na innych rynkach. Tokijski indeks Topix wczoraj stracił 1,9 proc. i zamknął się na poziomie najniższym od  grudnia 1983 r. Od szczytu z końca marca spadł o ponad 20 proc., co przyjmuje się za wyznacznik bessy. Zniżki notował w każdym z ostatnich dziewięciu tygodni, co jest najdłuższą taką jego passą od 1975 r.