Jak podał wczoraj Departament Handlu, wartość sprzedaży skurczyła się w czerwcu o 0,5 proc. Ekonomiści spodziewali się średnio, że po spadku o 0,2 proc. w maju i o 0,5 proc. w kwietniu, wskaźnik ten odbije się o 0,2 proc.

Rozczarowujący odczyt to częściowo efekt czerwcowego spadku cen paliwa. Ale nawet tzw. bazowa sprzedaż detaliczna, nieuwzględniająca aut, paliw i materiałów budowlanych, zmniejszyła się o 0,1 proc. To oznacza, że w związku z dekoniunkturą na rynku pracy Amerykanie ograniczyli wydatki konsumpcyjne, odpowiadające za dwie trzecie amerykańskiego PKB. Zdaniem Paula Ashwortha, głównego ekonomisty ds. USA w Capital Economics, dane te sugerują, że w II?kwartale br. największa gospodarka świata rozwijała się w rocznym tempie 1,5 proc., w porównaniu z 1,9 proc. w I?kwartale i 3,0 proc. w ostatnim kwartale 2011 r.

– Zwykle przestrzegamy przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków z jednego odczytu, ale ten dotyczący sprzedaży detalicznej w czerwcu może okazać się kroplą przepełniającą czarę goryczy, która skłoni Fed do podjęcia trzeciej rundy ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej – powiedział Ashworth.

Słabości gospodarki przeczą wczorajsze dane z okolic Nowego Jorku. Indeks aktywności w przemyśle tego regionu wzrósł w lipcu do 7,4 pkt, z 2,3 pkt w czerwcu. Każdy odczyt powyżej zera oznacza, że sektor ten się rozwija.