Wyczekiwane od tygodni wystąpienie przewodniczącego Fedu Bena Bernankego na sympozjum w Jackson Hole w pierwszej chwili rozczarowało rynki. Amerykański indeks S&P 500, który wcześniej zyskiwał nawet 0,8 proc., po pierwszych słowach szefa Fedu znalazł się chwilowo na minusie. Dolar, który rano osłabiał się wobec euro, podczas wystąpienia Bernankego zaczął odrabiać straty. Ale pogorszenie nastrojów inwestorów okazało się krótkotrwałe. Nim szef Fedu zszedł z mównicy, S&P 500 znów był wyraźnie na plusie.
Duże korzyści, małe koszty
Analitycy taką reakcję rynków tłumaczyli oczekiwaniami części inwestorów, że Bernanke bardzo wyraźnie zapowie trzecią rundę ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE), czyli skupu przez Fed aktywów za dodrukowane pieniądze. Takie słowa nie padły, co wyjaśnia początkowe rozczarowanie. Jednocześnie ekonomiści od kilku dni przestrzegali, że na mocne deklaracje nie należy liczyć. Biorąc to pod uwagę, wystąpienie Bernankego było zgodne z oczekiwaniami.
Występując przed teoretykami i praktykami polityki pieniężnej z całego świata szef Fedu chwalił za skuteczność niekonwencjonalną politykę pieniężną tej instytucji z ostatnich lat, w tym dwie rundy QE, a bagatelizował związane z nią zagrożenia. – Wydaje się, że koszty nietradycyjnej polityki pieniężnej można utrzymać pod kontrolą, więc nie powinniśmy wykluczać jej dalszego stosowania, jeśli warunki będą to uzasadniały – powiedział.
A zdaniem Paula Dalesa, ekonomisty z Capital Economics, Bernanke wyraźnie dał do zrozumienia, że według niego kolejne działania Fedu są potrzebne, mówiąc, że „sytuacja gospodarcza jest daleka od satysfakcjonującej".
– Szczególnie niepokojąca jest stagnacja na rynku pracy, nie tylko dlatego, że powoduje cierpienie ludzi i marnuje ich talenty, lecz także dlatego, że trwale wysoka stopa bezrobocia może wyrządzić w gospodarce strukturalne szkody – powiedział Bernanke. – Rezerwa Federalna dodatkowo poluzuje politykę pieniężną tak, jak będzie potrzeba w celu wywołania silniejszego ożywienia gospodarczego i trwałej poprawy warunków na rynku pracy w kontekście stabilności cenowej – dodał.