Docelowe widełki cenowe wynosiły 55–63 ruble. Moskiewski parkiet został wyceniony w tej transakcji na 4,2 mld USD. To największa oferta publiczna w Moskwie od sprzedaży wartych 630 mln USD akcji koncernu Polymetal w 2007 r. Tuż po debiucie akcje moskiewskiej giełdy zyskiwały 0,1 proc.
– Dla długoterminowych inwestorów to dobra okazja. W krótkim terminie ryzyko przeważa jednak nad potencjalnymi korzyściami dla wielu inwestorów zagranicznych. Nieduży popyt na akcje moskiewskiej giełdy to wyraz niepewności wokół strumienia zysków dla tego parkietu – twierdzi Matt Krueger, analityk z amerykańskiej firmy Global Finance Private Capital.
Oferta publiczna z pewnością poszłaby gorzej, gdyby nie zaangażowanie Kremla w znajdowanie inwestorów mogących kupić papiery moskiewskiej giełdy. Akcje tego parkietu kupowały m.in. rosyjski państwowy fundusz RDIF oraz Chengdong Investment Corp., spółka córka chińskiego państwowego funduszu inwestycyjnego CIC. RDIF zainwestował 80 mln USD w akcje moskiewskiego parkietu. Obie instytucje namawiały również innych inwestorów do zakupu akcji.
Zaangażowanie państwowego rosyjskiego funduszu nie powinno dziwić. Kremlowi bardzo zależało na sukcesie oferty publicznej giełdy. Wpisywałby się on bowiem w rządowe plany przekształcenia Moskwy w centrum finansowe o światowym znaczeniu. Nawet jednak przedstawiciele rosyjskich władz przyznają, że osiągnięcie tego celu będzie bardzo trudne. – Mamy jeszcze przed sobą długą drogę. Moskiewska giełda musi się stać prawdziwym konkurentem dla Londynu, Frankfurtu i Nowego Jorku – mówi Dmitrij Pankin, szef Rosyjskiej Federalnej Służby Rynków Finansowych, czyli państwowego regulatora.
Prezydent Putin wezwał w zeszłym miesiącu, by akcje prywatyzowanych państwowych spółek sprzedawano tylko na rosyjskim rynku.