Trudno jest coś osiągnąć, jeżeli protesty nie robią większego wrażenia na opinii publicznej. W Mediolanie, stolicy finansów, klienci banków nawet nie odczuli strajków – pod placówkami nie stali zdezorientowani ludzie, kto potrzebował pieniędzy, szedł do bankomatu lub załatwiał sprawy przez internet. Nic dziwnego, że bankowcy czują się pod presją. Na ulicę w różnych miastach wyszło 30 tys. pracowników banków, do strajku przystąpiło 90 proc. zatrudnionych w sektorze (to szacunki organizatorów, czyli związku zawodowego bankowców). Wyszli na ulicę, bo domagają się odnowienia kontraktu zbiorowego. Odwoływali się do sprawdzonej lewicowej retoryki, trochę zaskakującej jak na tę grupę zawodową – prezesi włoskich banków zarabiają średnio 3,7 mln euro rocznie, czyli więcej niż Mario Draghi, prezes EBC (600 tys. euro).