Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) zdecydowała, że spółki notowane na giełdach w USA będą musiały ujawniać, ile razy więcej ich prezesi zarabiają w stosunku do wynagrodzenia przeciętnego pracownika firmy. Będą to musiały robić od 2017 r. Choć wprowadzenie tego rozwiązania jest realizacją jednego z przepisów zawartych w Ustawie Dodda-Franka (reformie regulacji finansowych sprzed blisko pięciu lat), to głosowanie w kierownictwie SEC nie było jednomyślne. Za przyjęciem tej reguły głosowało trzech komisarzy, przeciwko było dwóch, wyznaczonych w czasach administracji Busha.
Spór polityczny
Daniel Gallagher, komisarz SEC, który głosował przeciwko tej regule, twierdzi, że może ona być sprzeczna z pierwszą poprawką do konstytucji, a dotknięte nią spółki będą walczyć w sądach o jej uchylenie. Wśród republikanów słychać, że zasada dotycząca ujawniania skali zarobków prezesów w stosunku do wynagrodzeń zwykłych pracowników jest wzięta żywcem z programów dużych związków zawodowych.
– Nie mieliśmy innej opcji, jak przyjąć tę regułę. Jest ona prawem i musieliśmy ją wdrożyć – broni się Mary Jo White, przewodnicząca SEC. Wcześniej niektórzy politycy Partii Demokratycznej ponaglali ją, że wdrożenie zapisu Ustawy Dodda-Franka zajmuje jej tak długo. Kwestia zarobków prezesów spółek stała się również jednym z tematów rozpoczynającej się kampanii prezydenckiej.
– Przeciętny prezes zarabia 300 razy więcej niż zwykły robotnik – mówiła na wyborczym wiecu Hillary Clinton ubiegająca się o nominację demokratów w wyborach prezydenckich.
Statystyczne manewry
Stosunek zarobków prezesa będzie liczyło się do mediany (czyli wartości środkowej w zbiorze) wynagrodzeń pracowników danej spółki. To sama spółka będzie jednak ustalała, jak tę medianę wyznaczyć. SEC pozwolił również, by z obliczeń tych wyłączyć do 5 proc. pracowników pracujących za granicą. Stosunek wynagrodzeń prezesów do zarobków przeciętnego pracownika będzie wyznaczany raz na trzy lata.