80-letni dzisiaj Al-Naimi, który jak nikt inny potrafił ustabilizować ceny ropy, doprowadzić do ich zwyżki, bądź obniżenia - kiedy tego chciał - pozostanie doradcą rządu. To jednak, czego chciał najbardziej, to wyeliminowania z rynku amerykańskich „łupkarzy". I w dużej mierze mu się to udało.
Al-Falih jest zwolennikiem teorii, że ropa wcale nie musi kosztować po 80-100 dolarów za baryłkę i że przy rozsądnym zarządzaniu tym sektorem i dywersyfikacji saudyjskiej gospodarki, co oznacza odejście od energetycznej monokultury, nawet 30 dol. za baryłkę jest do zaakceptowania. Jego zdaniem ustabilizowanie się cen ropy na tym poziomie przy jednoczesnym ograniczeniu rozmiarów saudyjskiego rządu pozwoliłoby na restrukturyzację gospodarki.
To stwierdzenie na miarę rewolucji, chociaż po saudyjskiej polityce na rynku ropy widać dokładnie, że z powodzeniem już wprowadzane jest już w życie. Na kolejnych konferencjach OPEC ceny ropy i zmiany limitów nie są już punktami do dyskusji, chociaż trudno wierzyć, że rzeczywiście się o nich nie dyskutuje.
Przy tym nowy minister ds. ropy całkowicie podlega następcy tronu Saudów, 30-letniemu księciu Mohammedem bin Salmanem, który wyraźnie wyrasta na lidera także w OPEC. To on zdecydował, że w czasie konferencji w Doha nie dojdzie do porozumienia w sprawie zamrożenia wydobycia ropy na poziomie ze stycznia i nakazał al-Naimiemu, odejście od ugody który wcześniej wypowiadał się ciepło o ewentualnej współpracy OPEC i Rosji. W trzy tygodnie później Al-Naimiego już nie ma w rządzie. Zdaniem analityków to oznacza zmniejszenie wpływów także samego kartelu, a co za tym idzie wyraźne wahania cen tego surowca, co zresztą już widać na rynku.
Al-Naimi ma za sobą prawie 70 lat w branży (zaczynał jako 12-latek) i ponad 20 lat na ministerialnym stanowisku. Sam o sobie mówi, że widział już ceny ropy na poziomie i 2 dol i 147 dol., więc widział wszystko.