Z europejskich funduszy hedgingowych pieniądze odpływają najszybciej od ośmiu lat, ale nie wszyscy tracą nadzieję. W Europie nowe pokolenie menedżerów rusza z nowymi funduszami i zamierza odwrócić niekorzystny trend. Dobrze, również w swoim interesie, życzą im tacy giganci hedgingu jak George Soros czy Donald Sussman.
Nowe fundusze zorganizowali traderzy, którzy już zyskali uznanie w jednych z najlepiej zarządzanych podmiotach. Neil Philips i Jonathan Fayman pracowali w Blue Crest Asset Management. Teraz udało im się pozyskać prawie 2 miliardy dolarów, a swoją cegiełkę dorzucił do tej puli George Soros. John Aylward, wcześniej pracujący w Highbridge Capital Management, na dobry początek pozyskał blisko 300 milionów dolarów
- Czołówka nowych graczy prawdopodobnie będzie uzyskiwała najlepsze rezultaty od 2009 roku, ponieważ pojawiają się zarządzający o wysokich kwalifikacjach, którzy będą chcieli coś udowodnić – przekonuje Erik Serrano Berntsen, prezes Stable Asset Management, inwestującego w funduszowe start-upy. Jego zdaniem, do pewnego stopnia wszystkie najlepsze inwestycje mają zabarwienie kontrariańskie.
Z powodu marnych stóp zwrotu, rosnących kosztów na skutek wymogów regulacyjnych i niechęci inwestorów do lokowania swoich pieniędzy, w Europie więcej funduszy hedgingowych się likwiduje niż uruchamia.
Inwestorom nie podobają się też wysokie opłaty, dzięki którym w przeszłości zarządzający inkasowali spore nagrody. Zwykle fundusze hedgingowe pobierały od inwestorów opłaty w wysokości 2 proc,. wartości aktywów i 20 proc. zysków. Obecnie koszty ponoszone przez inwestorów maleją, wynika z badań firmy Perquin monitorującej branżę, a inwestorzy naciskają, żeby było jeszcze taniej.