Nadmiar opcji, niedobór klientów i krepujące regulacje od Dublina po Frankfurt utrudniają rozwój funduszy ETF, których akcje notowane są na giełdach. ETF mają problemy nawet z tym czym powinny się wyróżniać - z płynnością.
W Europie funkcjonuje 35 proc. wszystkich takich funduszy, ale dysponują one tylko 20 proc. zainwestowanych w tej branży pieniędzy. Ich udział w wolumenie światowego handlu jest jeszcze mniejszy gdyż w sierpniu wynosił zaledwie 4,1 proc., wynika z danych ekspertów Deutsche Banku. Z ręki do ręki w minionym miesiącu na Starym Kontynencie przeszły produkty ETF o wartości około 63 miliardów dolarów wobec 1,3 biliona dolarów w Stanach Zjednoczonych.
- Płynność w Europie nie wygląda na tak dużą jak to jest w przypadku USA – wskazuje Erol Steiner, dyrektor zarządzający w monachijskim domu maklerskim Crossflow Financial Advisors obsługującym fundusze ETF. Podkreśla, że problemów z płynnością nie mają profesjonaliści, wyspecjalizowani inwestorzy, którzy wiedzą do kogo zatelefonować, kiedy chcą przeprowadzić transakcję, ale grono to jest dość wąskie.
W przeciwieństwie do funduszy inwestycyjnych, akcjami ETF można handlować w czasie rzeczywistym i na rynku amerykańskim, gdzie zaczęły funkcjonować w 1993 roku. Fundusze ETF są coraz bardziej skomplikowane i zróżnicowane W Europie ten produkt został zaszczepiony przez Merrill Lynch siedem lat później i znalazł się w pułapce. Zbyt mała ilość transakcji nie pozwala na wykształtowanie się efektywnego rynku przyciągającego nowych inwestorów.
Płynność jest ważnym czynnikiem dla akcji ETF, gdyż odróżnia je od tradycyjnych, nie notowanych na giełdach funduszy, wskazuje Simon Klein z Deutsche Asset Management. W Stanach Zjednoczonych ta przewaga pomogła ETF w zwiększeniu aktywów do 17 proc. zasobów zarządzanych przez fundusze inwestycyjne. W Europie ten odsetek wynosi zaledwie 3,4 proc.