przyznawanej najgorszemu kolarzowi zawodów. Dziś czarnej koszulki już nie ma, kiedyś między cyklistami niemogącymi liczyć na podium w Giro toczyła się zacięta rywalizacja o to, kto okaże się najgorszy – zajęcie ostatniego miejsca w klasyfikacji generalnej było bowiem premiowane nagrodą pieniężną. Po jej zdobyciu „Nani" wynegocjował z drużyną, że odstąpi swoje miejsce młodszemu kolarzowi w zamian za 100 tys. lirów. Za te pieniądze założył fabrykę rowerów niedaleko Treviso w północno-wschodnich Włoszech – rejonie, w którym przedsiębiorczość była tak samo w cenie jak sukcesy sportowe. Dziś firma Pinarello, synonim luksusowej jakości w produkcji rowerów szosowych, ma 52 mln euro przychodów rocznie, z których 90 proc. realizuje za granicą. Za granicą będzie też mieć właściciela – spółkę właśnie przejął fundusz private equity L.Catterton. I choć siedziba firmy pozostanie w Treviso, nie można się oprzeć wrażeniu, że kolejny symbol „made in Italy" wyjeżdża z ojczyzny.