Wmówił wszystkim, że wygaszanie programu skupu aktywów nie jest wygaszaniem, i zrobił to z taką łatwością, jak kiedyś Obi-Wan Kenobi przekonywał szturmowców Imperium, że C-3PO i R2-D2 to nie są droidy, których szukają.

EBC obciął miesięczne tempo skupu aktywów do 60 mld EUR z 80 mld EUR i zdecydował o kontynuacji programu przynajmniej do końca przyszłego roku, podczas gdy rynek zakładał 80 mld EUR do września. Zatem od strony tempa to jest wygaszanie, ale deklaracja dłuższego okresu wprowadza zamieszanie. W sumie otrzymaliśmy zapowiedź skupu w wysokości 540 mld EUR (9x60) zamiast 480 mld EUR (6x80), a zatem pod tym kątem wygląda to na ekspansję. Jednak czy na pewno? Przecież supermądry rynek nie mógł zakładać, że od października 2017 r. ECB całkowicie zrezygnuje z QE, tak samo jak nie zakończy programu na grudniu przyszłego roku. Zatem porównanie powinno być między „540 i coś jeszcze" a „480 i coś jeszcze", ale ponieważ inwestorzy lubią trzymać się rzeczy pewnych, „coś jeszcze" zostały zignorowane.

Nie zmienia to faktu, że miesięczne tempo skupu już jest niższe. Nawet jeśli w czwartek EBC umożliwił sobie zakup obligacji z zapadalnością wyższą niż rok (wcześniej granica była na dwóch latach), to i tak pula dopuszczonych papierów wyczerpie się na początku 2018 r. Pole manewru dla dalszego przedłużenia skupu jest utrudnione z powodów prawnych, zatem kres programu QE jest nieuchronny. EBC o tym wie, ale mimo to Draghi pozwolił sobie na pokrzepiającą deklarację, że w każdej chwili program może być zwiększony, jeśli rozwój gospodarczy Eurolandu pójdzie w złym kierunku.

I to wystarczyło, by presja na euro się utrzymała. Na razie polityka EBC pozostaje wysoce ekspansywna i w konfrontacji np. z podwyżkami stóp procentowych Fed podtrzyma presję na osłabienie euro. Ale gdzieś w połowie przyszłego roku temat wygaszenia QE powróci i EBC oraz rynki będą musiały zmierzyć się z wizją, że siła, która w okresie od połowy 2014 r. do początku 2015 r. ściągnęła EUR/USD przeszło 20 proc. w dół, zaraz zniknie. Wtedy okaże się, że to euro, a nie Draghi, będzie jak rycerz Jedi, który powraca, by wykazać wyższość nad imperium walutowym.