Odnosząc się do słów obecnego premiera Holandii Marka Ruttego środowe wybory parlamentarne w tym kraju, to „ćwierćfinał w rozgrywce ze złym rodzajem populizmu". Decyzja obywateli pokaże, w którym kierunku zmierza Europa i kto będzie miał największe szanse na wygraną w kwietniowym „półfinale" we Francji i wrześniowym „finale" w Niemczech.

Głównym rywalem Ruttego z centroprawicowej VVD jest zwolennik referendum nt. pozostania Holandii w UE Geert Wilders z Partii Wolności (PVV). Badania opinii publicznej z ostatnich dwóch tygodni pokazywały spadek poparcia dla Wildersa, który wynikał ze zdecydowanej odpowiedzi obecnego rządu na nazwanie Holandii przez Erdogana „bandyckim krajem".

Według sondaży partia Ruttego zdobędzie 26 na 150 możliwych głosów w parlamencie – o 15 mniej niż w wyborach w 2012 r. Wilders może liczyć na 21 głosów – o 6 więcej niż ostatnio. Co ważne, w Holandii nie ma progu wyborczego, a więc parlament może być bardzo rozdrobniony. Szacuje się, że nawet połowa z 28 startujących partii może się w nim znaleźć. To oznacza bardzo długie rozmowy koalicyjne, zważywszy, że wszystkie mainstreamowe partie (w tym partia Ruttego) wykluczyły możliwość koalicji z Wildersem. Od czasów II wojny światowej, formowanie rządu trwało średnio 72 dni.

Inwestorzy nie wykazują obaw o sytuację ekonomiczno-polityczną kraju. Holenderski indeks giełdowy AEX rośnie w środę po południu o 0,3 proc., do 511,76 pkt. Oprocentowanie holenderskich obligacji dziesięcioletnich spadało o 2 pb. do około 0,683 proc.